W Ameryce Południowej, Środkowej i Centralnej jednym z najbardziej fascynujących zajęć oprócz odkrywania nieziemskiej przyrody jest według mnie tropienie śladów starożytnych cywilizacji. Dawne inkaskie miasta w Peru i oczywiście powalające Machu Picchu zrobiły na mnie duże wrażenie, dlatego nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę skarby kultury Majów w Meksyku.
Na mojej liście miałam przede wszystkim dwa miejsca: chyba najbardziej znaną Chichén Itzá oraz zdecydowanie mniej popularną Cobá (czytaj: mniej zatłoczoną – taką miałam nadzieję) . Oba słyną z potężnych piramid, jednak każde z nich ma w sobie coś unikatowego i według mnie warto zobaczyć jedno i drugie.
Zacznę od znacznie bardzie rozpoznawalnej Chichén Itzá
Godzina odwiedzin jest kluczowa
Do Chichén Itzá dotarłam po około tygodniu pobytu w Meksyku, przemieszczając się z Tulum do Valledolid. Wiedziałam, że jest to jedna z głównych atrakcji turystycznych w Meksyku, co oznacza ponad przeciętne tłumy zwiedzających. Rozsądek nakazywał pojawić się tam z samego rana, bo teoretycznie wtedy jest najmniej ludzi, wycieczki jeszcze nie dojechały, a rodziny z dziećmi nie zdążyły się jeszcze ogarnąć. Cóż z tego, gdy czasem podróże motocyklowe są nieprzewidywalne i po drodze trzeba coś naprawić, czy sprawdzić olej. Dodatkowo, założenia, że dojazd gdzieś zajmuje określoną ilość czasu, znaczą tyle co nic, bo przy kiepskich drogach nawet jednośladem, i to jeszcze zapakowanym po brzegi, nie przeskoczysz pewnej prędkości. Słowem na miejscu wylądowaliśmy koło południa i przysięgam to był wyjątkowo głupi pomysł. Podczas całej podróży po Meksyku nie widziałam tak zatłoczonego miejsca (night cluby w Cancun się nie liczą!). Wiecie jak na mnie działają rozwrzeszczane kolejki turystów – jak płachta na byka.
Jak tylko zobaczyłam tą 100-osobową kolejkę wijącą się w pełnym słońcu w 30 stopniach, to miałam ochotę zwiać, gdzie pieprz rośnie. Jednak mina Alexa, która mówiła mi „nawet nie próbuj, skoro już mnie tu przyciągnęłaś”, skutecznie odwiodła mnie od tego pomysłu i jak trusia ze spuszczonym ogonem stanęłam grzecznie na końcu tego orszaku.
Fakt jednak jest taki, że poszło w miarę sprawnie i nie staliśmy dłużej niż 40 minut (a ja już zaczęłam gromadzić przekąski na wielogodzinne koczowanie). Kolejka to jednak była tylko część zabawy, bo poziom zatłoczenia na terenie ruin przechodził już ludzkie pojęcie.
Zaraz po wejściu a teren parku spodziewajcie się dziesiątek stoisk z pamiątkami i przekrzykujących się sprzedawców. To dlaczego wszyscy tu przyjeżdżamy – czyli główna piramida – znajduje się na początku terenu, więc już po kilku krokach ukazuje się w całej swej okazałości.
Odrobina historii
Chichén Itzá, prekolumbijskie miasto założone przez Majów powstawało między IV i VI wiekiem. To co z niego pozostało, można podzielić na część południową i zachodnią, związaną z kulturą Majów oraz część północną – związaną z kulturą Tolteków. Nazwa miasta pochodzi od dwóch świętych zbiorników, przy których je zbudowano (nazwa Chichén Itzá znaczy Źródła Ludu Itzá).
Największy rozwój datowany jest na X–XI wiek. W wieku XIII miasto straciło na znaczeniu, a w wieku XV zostało opuszczone.
Dopiero w pierwszej połowie XX wieku zaczęto tu prowadzić wykopaliska, które stopniowo odkrywały skarby bogatej kultury Majów. Miasto prezentuje typowe cechy architektury Majów, czyli niską zabudowę o gładkich ścianach. Udało się odkopać i uratować wspaniałe obiekty: największe na terenach Mezoameryki boisko do gry w ullamalitzli (o długości 150 m), świątynię Wojowników (Templo de los Guerreros), grupę Tysiąca Kolumn i Świątynię Jaguara oraz symbol tego miejsca znany ze wszystkich zdjęć – El Castillo – świątynię Kukulkana, czy inaczej Świątynię Zamek.
Z bliska wydaje się mniejsza, niż na fotografiach, ale jest bardzo ładnie odrestaurowana i zachowana, co daje możliwość wyobrażenia sobie architektury tamtych czasów.
Współczesna walka na śmierć i życie
Świątynia została wzniesiona na piramidzie schodkowej złożonej z dziewięciu tarasów. Na jej szczyt prowadzą 364 stopnie, a ostatni 365 stopień (czyli liczba dni roku słonecznego) stanowi wejście do świątyni.
Poszukiwacze dreszczyku emocji powinni odwiedzić El Castillo w marcu lub wrześniu podczas corocznej równonocy. O zachodzie słońca gra światła i cienia tworzy niesamowity efekt węża, który stopniowo ślizga się po schodach (podobno ten widok wywołuje ciarki na skórze).
Kiedyś na piramidę można było się wdrapać, ale po śmiertelnym wypadku jednego z turystów zostało to zabronione. Teraz walka na śmierć i życie odbywa się u jej stóp. A mianowicie każdy walczy o idealne, samotne zdjęcie pod nią. Powiem tak – zakrawa to na cud. Ja go jednak doświadczyłam. Spłynął na mnie z nieba niczym Majowskie słońce i wyparował mi wszystkich ludzi z kadru na jakieś cztery minuty. Nie omieszkałam wykorzystać tej szansy i narąbałam dziesiątki identycznych zdjęć (niech pierwszy rzuci kamieniem, kto by nie zrobił tego samego).
Mówię Wam to był cud, bo Alex (a ja z nim, bo ktoś musiał zrobić zdjęcie) na kolejne okienko czekał 30 minut (życie blogerów podróżniczych bywa czasem żałosne :D).
Kiedy już całkowicie upokorzeni czekaniem na odpowiedni kadr zakończyliśmy ten cyrk, nie zostało nam nic innego, tylko przechadzać się pomiędzy pozostałymi budowlami jak normalnie ludzie. A jest co oglądać.
Inne fascynujące budowle miasta Majów
Na mnie największe wrażenie zrobiło boisko do gry w ullamalitzili, która liczy 150 metrów. W symbolice ludów Mezoameryki boisko oznaczało wszechświat, piłka była równoznaczna ze Słońcem lub Księżycemzaś sama gra symbolizowała niepewność losu i przypadek decydujący o życiu i śmierci.
Celem gry było włożenie gumowej kulki do małego kamiennego kręgu umieszczonego wysoko na ścianie i to bez użycia rąk lub stóp.
Stałam tam, patrząc na kamienne okręgi i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek komuś się to udało i wcale nie byłam zdziwiona tym, że symbolika oznaczała przypadek.
Podobno niektóre z gier zostały rozegrane w celu rozstrzygnięcia sporów między rywalizującymi miastami lub jako alternatywa dla wojny. Mówią, że sport łagodzi obyczaje, z drugiej strony niektóre rzeźby sugerują, że kapitan zwycięskiej drużyny został pozbawiony głowy na znak honoru… Majowie byli bardzo krwawi w swoich działaniach.
Kolejnym budynkiem, którego nie sposób przegapić, jest imponująca Temple of the Warriors z Salą Tysiąca Kolumn. Ta wielka przestrzeń z 200 kolumnami stojącymi w rzędach mogła być targowiskiem i miejscem spotkań. Na kolumnach od strony południowej znajdują się płaskorzeźby wojowników. Kiedyś wspierały dach, który niestety nie dotrwał już do naszych czasów.
Koniecznie obejrzyjcie też El Caracol – czyli Ślimaka – okrągłą wieżę o wysokości 12 m i średnicy 6,7 m zbudowaną na dwóch tarasach. Niesamowity jest poziom zaawansowania architektonicznego Majów. Wewnątrz wieży umieszczono spiralną klatkę schodową prowadzącą do górnej komory. Prawdopodobnie była ona wykorzystywana jako punkt obserwacji astronomicznych.
Na co przygotować się psychicznie?
Jeśli chodzi o technikalia związane z tym miejscem, to mnie najbardziej przeszkadzały dziesiątki stoisk powciskanych między zabytki. Rozumiem konieczność sprzedawania pamiątek i kreowania miejsc pracy dla miejscowych, ale dlaczego nie postawić tych stoisk przed wejściem?
W pewnym momencie dochodzi do takiego absurdu, że teren starożytnego miasta wygląd jak bazar, a stoisk jest więcej niż zabytków. Do tego wszyscy dmuchają w idiotyczne zabawki udające dźwięk jaguara w puszczy, co już w ogóle robi z tego cyrk.
A wielka szkoda, bo w roku mojego urodzenia (1988) stanowisko archeologiczne w Chichén Itzá wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a 7 lipca 2007 roku obiekt został ogłoszony jednym z siedmiu cudów świata.
To zdecydowanie powinno zobowiązywać do szczególnej troski i szacunku. W końcu ile nam zostało z fascynującej kultury Majów?
Zwiedzanie Chichén Itzá – praktycznie
- „Chichén Itzá” można zwiedzać 365 dni w roku
- Godziny otwarcia: 9.00–17.00
- Najlepsze godziny na zwiedzanie: żadne ;) Jako że jest to jedno z najpopularniejszych miejsc na Jukatanie przygotujcie się psychicznie na tłumy turystów. Znajomi mówili, że z samego rana jest lepiej, ale z kolei inni, że tak samo kiepsko. Słowem – kto ich tam wszystkich wie. Będzie tłum i już. Trzeba to przetrwać. Zwłaszcza w sezonie.
- Ceny: Od 2019 roku cena za wejście ma wynosić 480 pesos
- Wspinaczka na szczyt piramidy jest zabroniona.
- Przed wejściem znajdują się sejfy na torby i walizki.
- Duży parking znajduje się pod samym wejściem.
Ten post ma 7 komentarzy
hhaha padłam, co za tekst ” życie blogerów podrózniczych bywa czasem żałosne” – w punkt! uwielbima <3 <3
Świetny artykuł, nie dość że zabawny to jeszcze masa informację. Dzięki !
Dzięki serdeczne Haniu! :) Super, że Ci się podoba :)
Bardzo pomcne, dzięki za wszystkie rady, ja właśnie planuję jesienny wyjazd do Meksyku i właśnie ruin Majów najbardziej nie mogę się doczekać <3
To chyba najbardziej fascynujący aspekt Jukatanu, ja też nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć ten kawałek historii na własne oczy :) Trzymam kciuki za Twoją podróż! :)
Podroz do Meksyku i wlasnie dokladnie do tego samego miejsca gdzie bylas byl jedna z moich najlepszych.
Wcale Ci się nie dziwię! :) dla mnie Meksyk też jest wysoko na liście ulubionych miejsc :)