Jesienne celebrowanie chwil pomiędzy podróżami

Wiecie, jak to jest z podróżami? Uczą szacunku do tego, co się ma, do tego co zostawiło się za sobą i tego do czego można wracać. Nie sądzę, aby kiedykolwiek znużyło mnie podróżowanie, życie na walizkach i bycie w ciągłym ruchu, ale z drugiej strony miło jest mieć swoje miejsce, taką bazę, do której z przyjemnością się wraca, żeby naładować baterie, podsumować odbytą podróż i napić się kawy z ulubionego kubka. A poza tym, gdzieś trzeba zwozić te wszystkie pamiątki znalezione w podróży :)

Zdecydowanie jestem orędowniczką życia chwilą i małymi przyjemnościami. Kolekcjonuję sobie te małe momenty, a przez to, że żyję intensywnie, to jeszcze bardziej je doceniam i staram się wydłużać, kiedy tylko mogę. Podróże nie są dla mnie przerwą od życia i wakacjami, ale okresem kiedy działam na najwyższych obrotach i nie marnuję ani minuty, dlatego to właśnie pomiędzy wyjazdami, w domu mam swoje mini wakacje i czas na celebrowanie chwil.

Ta jesień zapowiada się wyjazdowo intensywnie i raczej nie spędzę w domu dużo czasu (co mimo wszystko, wcale mnie nie martwi ;)). Jak wiecie z moich bieżących relacji w social media – niedawno wróciłam z Grecji (relacja już za chwilę na blogu!), a niedługi jadę w kolejną podróż. Tym bardziej, gdy w takim okresie trafia mi się wolniejsze przedpołudnie, mam swoje sposoby na małe przyjemności.

Powolne śniadanie w łóżku

Uwielbiam gotować, a podróżowanie jeszcze bardziej uwrażliwiło mnie na odkrywanie nowych smaków i przywożenie kulinarnych nowości z różnych zakątków świata.
Jednymi z najczęstszych inspiracji, które czerpię z odwiedzanych miejsc, są te związane z kuchnią i sposobem spożywania posiłków. Bo jedzenie to nie tylko produkty, ale też wspólne gotowanie, rytuał dzielenia się nim z innymi, sposób na bycie z drugim człowiekiem i celebrowanie wyjątkowego momentu.

Śniadanie podane do łóżka to zdecydowanie jedna z moich ulubionych przyjemności, zwłaszcza w takie chłodniejsze jesienne poranki, kiedy nie za bardzo śpieszy się do wychodzenia spod kołdry.

Ostatnio testuję przepisy łączące sezonowe, jesienne polskie produkty takie jak dynia (której nigdy nie za mało!). Ale nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała przemycać trochę orientalnego klimatu. Kilka miesięcy temu przywiązałam z plantacji w Indiach niesamowicie pachnące i aromatyczne przyprawy: kardamon, cynamon, imbir i właśnie udało mi się je po raz pierwszy wykorzystać (jakoś lepiej pasują do jesienno-zimowych potraw). Wyszło idealnie. Podrzucam Wam zatem mój nowy, ulubiony przepis na jesienne śniadanie:

Dyniowo-jabłkowe placki z cynamonem i kardamonem

SKŁADNIKI

– 200 g (3/4 szklanki) zmiksowanej na mus upieczonej dyni i jabłka (wcześniej piekę je pokrojone w kostkę w piekarniku w 180 stopniach)

– 2 jajka

– 2 łyżki roztopionego oleju kokosowego

– 1 łyżka syropu klonowego lub miodu

– 1 szklanka mąki ryżowej lub bezglutenowej

– 1/3 szklanki mielonych migdałów

– 2 łyżeczki proszku do pieczenia

– mleko roślinne (dodaję je, gdy konsystencja ciasta jest za gęsta)

– przyprawy: cynamon, kardamon, imbir

PRZYGOTOWANIE

W misce mieszam mus z dyni i jabłka , jajka, mleko roślinne oraz roztopiony olej kokosowy, miód i przyprawy. Do drugiej miski wsypuję mąkę ryżową, mielone migdały i mieszam.

Do miski z dynią i jabłkiem wsypuję suche składniki i delikatnie mieszam je łyżką.

Na rozgrzaną patelnię nakładam po 1 pełnej łyżce ciasta formując okrągłe placuszki.

Smażę z dwóch stron na złoty kolor na umiarkowanym ogniu.

Serwuję polane miodem lub syropem klonowym i ze świeżymi owocami (wciąż można dostać borówki i truskawki!)

Ulubiona kawa przywieziona z podróży

Jestem absolutną kawoholiczką. Piję jej prawdopodobnie za dużo, najczęściej czarną i mocną. Piję ją wszędzie, gdziekolwiek jestem i uwielbiam próbować kawowych nowości. Nie ma dla mnie kawowego tabu, więc nie straszna mi Kopi Luwak – indonezyjska kawa, której sposób pozyskiwania budzi wiele kontrowersji (przeczytajcie o niej koniecznie TUTAJ), czy niesamowicie poetycka indyjska kawa o smaku monsunu (o niej i mojej wizycie na plantacji w Indiach przeczytacie TUTAJ).

Moim hobby jest przywożenie sobie kawy z podróży. Obecnie mam małą obsesję na punkcie tej, którą przywiozłam z Peru. Smakuje i pachnie moją wyprawą do Ameryki Południowej. Fundowanie sobie takiego poranka, kiedy unoszący się aromat przywołuje piękne wspomnienia, to dla mnie najlepszy sposób na rozpoczęcie kolejnego dnia.

Między innymi dlatego dobry ekspres do kawy, który umożliwiłby mi wydobycie aromatu z przywożonych z całego świata ziaren, był moim najważniejszym punktem wyposażania kuchni w nowym mieszkaniu.

Zdecydowałam się na najnowszy model PHILIPS 5000 Series LatteGo. I chyba właśnie z niego cieszę się najbardziej. Jest sprzętem z którego najczęściej korzystam i który ma zaszczytne miejsce w mojej kuchni. Za każdym razem, kiedy przygotowuję kawę, która jest moim sposobem na przywołanie podróży w domowym zaciszu, czuję że jest to mój specjalny moment celebrowania nie tylko chwili, ale i stylu życia, który sobie wymarzyłam.

Moja kuchnia jest utrzymana w klimacie boho i dominuje w niej biel oraz dębowe drewno, więc i ekspres musiał być biały. Ma minimalistyczny, elegancki design i pomimo tego, że jest ultra nowoczesny, to nie zaburzył klimatu, który stworzyłam. Najczęściej pijam czarną kawę, więc na co dzień używam w nim dwóch opcji – espresso i klasycznej czarnej kawy, natomiast mojej rodzinie i przyjaciołom z łatwością przygotowuję latte lub cappuccino z doskonałą pianką, przypominające mi mój pobyt we Włoszech. Przygotowanie takiej mlecznej kawy zajmuje tylko chwilę, a system LatteGo czyści się jeszcze szybciej. Trudno mi w to uwierzyć, ale trochę odechciało mi się odwiedzać moje ulubionych kawiarnie;)

Świetna jest też możliwość personalizacji ekspresu, to znaczy, że mogę zaprogramować sobie wielkość danej kawy pod ukochaną filiżankę oraz moc napoju, który zwykle piję. Dzięki temu rano wystarczy, że nacisnę jeden guzik i ulubiona kawa robi się dosłownie sama :)

Nadrabianie książek podróżniczych

Na luksus czytania papierowych książek pozwalam sobie tylko w domu. Po pierwsze, mimo że kocham je najmocniej na świecie, to jednak wycinanie lasów dla mojej przyjemności jest mało przekonywujące. Skoro mogę w jakiś sposób nie dokładać swojej cegiełki do dewastacji naszej planety, to staram się to robić. Po drugie, w podróży wygrywa aspekt techniczny – czytam szybko i dużo (zwykle jeden lot międzykontynentalny to jedna książka) i na dłuższe wyjazdy musiałabym zabierać po kilkanaście książek. Nie sposób ciągnąć ze sobą po całym świecie takiego nadbagażu, wiec tu wygrywa czytnik, który jest chyba najczęściej używanym przeze mnie technologicznym gadżetem w podroży.

Natomiast gdy wracam, to nadrabiam wszystkie podróżnicze pozycje, żeby być na bieżąco i szukać inspiracji do kolejnych wyjazdów.

Obecnie czytam:

  • Najpiękniejsze miejsca w Polsce, Wydawnictwo Publicat – ostatnio rzadko bywałam w kraju, ale Polska niezmiennie zachwyca mnie swoim pięknem, więc mam na swojej liście jeszcze całe mnóstwo zakątków, które chcę odwiedzić. Ogromnym plusem jest to, że nasz kraj można zwiedzać weekendowo.
  • Carlos Eire, Czekając na śnieg w Hawanie: wyznania kubańskiego chłopca, która jest wspomnieniami i dokumentem życia społecznego i obyczajów panujących na Kubie przełomu lat 50. i 60., czyli za czasów dzieciństwa autora. Słodko-gorzki obraz raju utraconego.
  • Artur Domosławski, Gorączka Latynoamerykańska – fascynujący reportaż na temat skomplikowanej polityki i tygla społecznego od Kuby, Brazylii, Meksyku, po Kolumbię i Chile. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy chcą spróbować zrozumieć rzeczywistość Ameryki Łacińskiej.

Swoją drogą widzicie gdzie mnie ciągnie?;)

Szlafrokkoszula nocaOysho

Jako ostatni element, mam dla Was małą niespodziankę, na którą wiem, że wielu z Was czekało. Jesienna promocja mojej książki Ameryka Południowa – śladami cudów natury, o mojej wyprawie do Argentyny, Chile, Peru, Boliwii i Brazylii – o ich najbardziej zachwycających miejscach, kulturze, historii, ludziach, oszałamiającej naturze i emocjach jakie potrafi wzbudzić. Dla wszystkich tych, którzy kochają podróże i fascynuje ich świat.

W dniach 26.10. – 4.11.2018 książkę będziecie mogli kupić z 20% rabatem w moim sklepie TUTAJ.

Miłego, jesiennego weekendu Moi Drodzy!

 Jeśli moje wpisy i rekomendacje inspirują Was i pomagają planować wymarzone podróże, będzie mi ogromnie miło, jeśli postawicie mi kawę, która da mi jeszcze więcej energii do działania i dalszego tworzenia. Nad każdym wpisem spędzam wiele dni, tak by był on jak najbardziej pomocny. Kawa zawsze się przyda! :)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Newsletter ze świata

Zapisz się na newsletter, w którym znajdziesz mnóstwo podróżniczych inspiracji z całego świata, informacje o moich najbliższych wystąpieniach czy porady jak zarabiać na podróżach i twórczości online w sieci.

Bądź na bieżąco!