Przeczytałam ostatnio artykuł o tym, co to znaczy być PRAWDZIWYM podróżnikiem. Autor, najwyraźniej pewny swojej teorii snuł zawiłe rozważania na temat tego, jakie cechy ma świecący przykładem eksplorator świata i odkrywca, a jakie cała reszta szaraków i „udawanych” podróżników, czyli turystów, backpakerów czy tych, co lubią podróżować w komforcie. Słowem, zarysował się obraz: podróżnik kontra cały świat podróżujących oszukańców.
Gdybyście tego nie wiedzieli i ośmielili nazwać się podróżnikiem, to najpierw zastanówcie się pięć razy. Wedle przedstawianej teorii, książkowy podróżnik to człowiek w całości podróżom poświęcony, niemający innych celów w życiu i niemarzący o rzeczach przyziemnych. Jeśli zatem nie jesteście w ciągłej podróży od 10 lat, a na liście Waszych celów jest np. zakup mieszkania, to już wypadacie z tej ekskluzywnej grupy. Dodatkowo zapomnijcie o wszystkich popularnych miejscach naszego globu: chcesz zobaczyć Bazylikę Św. Piotra w Rzymie albo Machu Picchu – nie jesteś podróżnikiem, bo to za bardzo „oklepane”. Zabytki dyskwalifikują. Jeśli natomiast będziesz siedział bezczynnie w jakiejś wiosce przez 2 tygodnie i rozmawiał z miejscowymi o pierdołach jak u cioci na imieninach, czyli: ile kto ma dzieci, od kiedy mieszka w tym domu i czy jutro pogoda będzie taka jak wczoraj – wtedy naprawdę wiesz, co to jest zagłębianie się w miejscową kulturę.
Przy okazji wysuwa się tu na prowadzenie przedziwna opinia dotycząca tego, że nie poznasz kraju i kultury, jeśli nie będziesz żył na dolara dziennie jak najubożsi miejscowi, przesiadując z nimi godzinami na ławce przed chatą i jedząc miskę ryżu. Skąd się biorą takie stereotypy? Czy turyście przyjeżdzającemu do Polski też poradziłbyś pojechać do najbiedniejszego regionu i poznać, co to znaczy „prawdziwa Polska?” (bo przecież Polska to nie kraj złożony z ludzi o różnym statusie, wykształceniu, zasobach).
Czy prawdziwy zawsze oznacza skromny i niewykształcony? Czemu nikt nie poleca zapoznać się z miejscowymi wykształconymi ludźmi, z którymi rzeczywiście można podyskutować o kulturze, historii czy uwarunkowaniach społecznych ich kraju? Ano dlatego, że jak przyznasz się, że spałeś w łóżku, a nie na macie i zjadłeś w wypasionej lokalnej knajpie, to już jesteś turystą – bogaczem, co to obnosi się ze swoim statusem. Paranoja.
Niestety trend jest silny zwłaszcza u nas w kraju. Amerykanin czy Chińczyk nigdy nie powiedzą Ci, że hotel to burżujstwo.
Wracając do artykułu o definiowaniu „prawdziwego podróżnika”, chyba najsmutniejsza była konkluzja. Otóż autor, który sam od wielu lat podróżował po świecie, z przygnębieniem stwierdził, że jeszcze wciąż zdarza mu się być „zwykłym, żenującym turystą”, który pokusza się o zobaczenie popularnych atrakcji. Pisał to z wyraźnym wyrzutem do samego siebie, wyrażając wątpliwość, czy kiedykolwiek w życiu uda mu się zostać pełnokrwistym podróżnikiem (cokolwiek to znaczy). Raczej w to nie wierzył.
Niesamowicie przykre było, jak z chęci odkrywania przeszedł do samobiczowania i bycia „niewystarczającym”. Czy naprawdę chcemy myśleć o sobie w tak krzywdzący, oceniający i dołujący sposób?
Przestańmy zatem wszystkim narzucać, jak mają żyć, jak mają odczuwać, rozumieć, wyglądać. Kto niby ma prawo do ustalania zasad podróżowania?
Jeśli Waszą pasją są podróże i pochłaniają one mnóstwo Waszego czasu, myśli i planów, to zapewne nie macie czasu na dyskutowanie i wykłócanie się o to, co i jak powinno się nazywać.
Mam czasem wrażenie, że ludziom bardziej chodzi o górnolotne słowa, nadawanie sobie „ważnych” przydomków i podrasowanie ego „co to nie oni”, a nie o to, co jest sednem podróżowania – otwartość, tolerancja, nieocenianie oraz dzielenie się i docenianie naszego pięknego, różnorodnego (dlatego też fascynującego) świata. Świata dla nas wszystkich. A nie dla wybranych.
Z całym tym podróżniczym wywyższaniem się wiąże się też dawanie niechcianych rad na prawo i lewo. Ostatnio na jakimś podróżniczym forum obserwowałam rozległą dyskusję dotyczącą czyjegoś ubrania. A mianowicie, jeden z uczestników forum podzielił się swoim zdjęciem z górskiego trekkingu, ciesząc się, że mu się udało i dzieląc się swoim doświadczeniem – dla niego wspaniałym i uszczęśliwiającym. Otóż wszedł na szczyt, tak jak marzył, i bezpiecznie z niego wrócił. Jego marzenie się spełniło. O tym było jego zdjęcie – uśmiechnięty człowiek na szczycie swego marzenia. Czy dostał gratulacje? A skąd! Jak myślicie, co na tym zdjęciu zobaczyli inni? Buty. „Nieprofesjonalne buty” do trekkingu. Nasz bohater miał zwykłe adidasy i to rozpętało piekło. Komentarze w stylu „Nie miałeś lepszych butów?”, „Jak można iść w góry w takich butach?”, „Skąd Ty się urwałeś w takich adidasach”, „Serio założyłeś adidasy?” (a co nie widać na zdjęciu?), „Następnym razem spraw sobie porządne buty” i moje ulubione w stylu „ W góry to POWINNO się zakładać to i to… JA to mam takie i takie buty”. No właśnie. JA. To jedno słowo zmienia wydźwięk całej wypowiedzi i jest bardzo ważną częścią przekazu. Struktura Ja i mojego jestestwa, która po pierwsze jest tu najważniejsza i najmądrzejsza. Skoro JA mam takie buty i w takich chodzę po górach, to każdy powinien takie mieć. Jak nie ma, znaczy się, że jest głupi, słaby, no i na pewno nie jest takim podróżnikiem, jak JA.
Wiecie, co jest w tym najgorsze? Że nikt nie zauważył faktu, że ten Bogu ducha winny człowiek wszedł sobie na tą swoją górę i wrócił, nawet bez tych super profesjonalnych butów. Czy on prosił o rady „Hej, wybieram się w góry, jakie buty polecacie?”. Nie. I to byłaby zupełnie inna sytuacja. A tak w bezsensownej walce ego o to, kto tu wie więcej i jest ważniejszy, i mądrzejszy, zagubiło się to co powinno być najważniejsze – wspieranie, kibicowanie i umiejętność inspirowania się sukcesem innych.
Doświadczyłam takich komentarzy i uwag na własnej skórze. Mam już za sobą etap tułania się z plecakiem i spania na couchsurfingu. Jak byłam na studiach, to tak podróżowałam i wiem co to znaczy i jak to jest. Odkąd mam wybór, to podróżuję z walizką i nie sypiam na podłodze u kogoś. Zaraz podniesie się lament, że jestem burżujem i nie wiem co to prawdziwe podróżowanie, bo nie niosę bagażu na swoich plecach. A teraz weźmy głęboki oddech i zastanówmy się, czy naprawdę to w czym wozisz skarpety, wpływa na Twój odbiór świata? Czy plecak lub walizka (zależy po której stronie jesteś) sprawia, że jesteś mniej lub bardziej wrażliwy na piękno przyrody, zainteresowany nową kulturą, wsłuchany w historie napotkanych ludzi? To tylko sposób przenoszenia rzeczy! Całe te teorie, że ktoś z plecakiem, to ten co podróżuje głębiej i bardziej, a ten z walizką to z kolei bardziej rasowy. No komedia.
A gdyby tak olać te wszystkie nomenklatury i kategoryzowanie innych na lepszych, gorszych, bardziej lub mniej zaawansowanych i po prostu skupić się na odkrywaniu świata wedle własnego uznania, stylu i potrzeby? Czy pod koniec dnia naprawdę ma dla Ciebie znaczenie, czy ktoś jest super pro podróżnikiem eksploratorem, a ktoś inny weekendowym turystą? Bo jeśli ma, to znaczy, że coś pogubiło się w świecie Twoich wartości i tak naprawdę nie chodzi już o podróżowanie i cieszenie się nim, ale o podróżowanie, które ma sprawić, że poczujesz się lepszy od innych. A to jest już zupełnie inna historia.
Po wielu latach i wielu odwiedzonych krajach jednego jestem pewna. Jeśli podróże są pasją życia, to cieszą i fascynują nie tylko te własne, ale też innych ludzi. Bo są inspiracją, motywacją oraz – co na mnie działa szczególnie silnie – świadczą o rozwoju nas jako ludzi. Wspaniałe jest to, że coraz więcej osób chce wyściubić nos poza swój dom, stara się to robić jak umie i na ile ma możliwość. Jakkolwiek by tego nie robili, ważne jest to, że są otwarci i chcą się dowiedzieć czegoś nowego.
Nie podcinajmy sobie zatem wzajemnie skrzydeł i nie psujmy radości z odkrywania.
Szerokiej drogi Podróżnicy, Turyści, Backpakerzy, Luksusowi eksploratorzy i jakkolwiek nas jeszcze się nazywa – po prostu pięknych podróży wolnych od oceniania Odkrywcy! :)
Ten post ma 51 komentarzy
Ale cudowny wpis! Sami dświadczyliśmy małej kupoburzy po tym, jak opublikowaliśmy nasze ostatnie zestawienie finansowe z naszego wypadu na Bałkany… I wiesz co? Chyba napiszę wpis o podobnej tematyce, bo mnie zainspirowałaś!!!!! Dzięki za to, bo przywracasz wiarę w ludzi, ale i w siebie, bo zaczynaliśmy już wątpić, czy faktycznie robimy coś źle. A Ty pokazujesz, że są ludzie, którzy myślą podobnie do nas i udowadniają, że wszystko z nami (jeszcze) w porządku!
Kasiu ogromnie Ci dziękuję za ten komentarz i cieszę się, że stoimy po tej samej stronie i też czujecie, że brak szacunku do innych podróżników nie jest ok i gubi to główne przesłanie :) Wspaniale, że znalazłaś w tym inspirację i będziesz dalej przekazywać podobną myśl. Trzymam za to i za nas kciuki! :) Pozdrawiam ciepło!
W 10! :) Podpisuje się wszystkimi posiadanymi kończynami!
Dziękuję za wsparcie tematu :)
Podróżując przez pewien czas doszłam do podobnych wniosków i , nietety, zauważyłam podobne trendy. Czy to cały czas pokuta za Into the wild, nie wiem.
Czy fakt niesienia dobytku na plecach zmienia twój odbiór świata? Tak. Czasem nie jesteś już myśleć o niczym innym, niż ból pleców. Spanie na couchu, który staje się darmową noclegownią. Potwornie to może zniszczyć radość z podróży, jak w moim przypadku. A bez dobrego humoru podróżowanie traci koloryt.
Dołączam się zatem do końcowego przesłania. Jednak- ten pogląd zastanawia mnie bardzo. Właśnie to „idź do bienych” i weź od nich … „ryż za darmo” ? Jest w tym wiele naiwności. Nasuwa mi się na myśl film: Fuck for forest.
Kiedyś powiedziałam do kogoś: pozwól mi być wolną od twojej wolności.
Pozdrawiam cię serdecznie.
Karo zgadzam się z tym i ja też kilkukrotnie odczułam to co Ty, czyli spadek komfortu, zwłaszcza w długotrwałej podróży. I dlatego próbowałam to zmienić i spróbować inaczej. Co nie znaczy, że to jest jedyne rozwiązanie, ani że jestem lepsza lub bardziej/mniej doświadczona od innych :) I to była moja główna myśl przewodnia – przestać mieszać się nawzajem z błotem, bo ktoś chce inaczej. Dziękuję za zrozumienie tego tematu i wsparcie :)
PS Przepiękne stwierdzenie „Pozwól być wolnym od swojej wolności”! Dzięki za to i ja również ślę pozdrowienia!
Doskonały tekst. Chociażby dlatego, że porusza ważny temat braku szacunku do czyjegoś życia i marzeń. Dlaczego ludzi nie potrafią po prostu cieszyć się podróżami i doceniać, że im się udaje, zamiast tworzyć wielkie elaboraty o tym jak kto powinien się nazywać, jaką miec rangę dobrego podróżnika. To jest po prostu żenujące. Cieszę się, że tu trafiłem i jeszcze ktoś potrafi mądrze pisać. Dzięki.
Też się nad tym zastanawiam i trudno znaleźć mi na to lepsze wytłumaczenie niż walkę ego i sposób na poczucie się lepszym, niż człowiek czuje się w rzeczywistości. Może jest to rodzaj odskoczni, poprawienia sobie poczucia własnej wartości? Chyba o to się tu rozchodzi. W każdy razie cieszę się, że wielu ludzi też się temu sprzeciwia i chce coś zmienić :) Dzięki serdecznie i pozdrawiam Adamie :)
Znalazłam Twój wpis na Facebooku i uważam, że jest absolutnie wyjątkowy i potrzebny. Samo to jaką wywołałaś pod nim dyskusję świadczy o tym, że większość ludzi wciąż nie rozumie przekazu: nie oceniajmy się, szanujmy swój styl, wspierajmy się. A jak zawsze znalazła się grupa oszołomów, co to zaczęła się wykłócać i debatować kto tu lepszy, jakby nic z tego nie doszło do ich mózgów. Ręce opadają na takie reakcje. Dla mnie Twoja słowa są wyważone i przemyślane i dlatego będę dalej polecać Twój blog i artykuły. Trzymam kciuki!
Dziekuję Alino, ogromnie mi miło :) Ważne, że ktoś myśli w podobny sposób. Czasem to wystarcza :) Pozdrawiam ciepło :)
Dosadnie, mądrze i w punkt! Uwielbiam takie artykuły! Pozdro
Dzięki serdeczne Marku :) Pozdrawiam serdecznie :)
Wspaniały tekst! W końcu ktoś ma jaja, żeby pisać o tym co jest ważne. Internety uratowane od zalewu miałkości! Szacun
haha ogromne dzięki Emilu! Pozdrawiam :)))
Także dziękuję za mądre słowa. Ostatnio zastanawiałam się, na czym polega podróżowanie, kim jest podróżnik i jakie ma cechy. Uwielbiam się szwendać: zdobywać szczyty, spacerować po parku, zwiedzać zabytki, siedzieć nad rzeką i patrzeć w niebo, rozmawiać z ludźmi, obserwować jak żyją… Zarówno w Polsce jak i za granicą. Twój wpis pomógł mi sprecyzować lepiej, o co w tym wszystkim chodzi. Przecież chodzi o poznanie nowego i chyba przede wszystkim siebie samgo, słuchanie oraz obserwację tego, co przynosi każdy kolejny dzień i doceniane tych wspaniałości. Dziękuję:-)
Zgadza się Elu! Czy to właśnie nie jest podróżowanie? Szwendanie się, rozmowy, oglądanie spuścizny minionych wieków, uważne obserwowanie, a przede wszystkim UCZENIE SIĘ – siebie, ludzi, świata :) Po co doszukiwać się nie wiadomo jakich teorii w czymś co i tak juz jest ważne, piękne i ubogacające. A sposób w jaki się to robi, jest drugorzędny :) Życzę Ci wielu wspaniałych podróży, ale takich po Twojemu i dla Ciebie :) Pozdrawiam ciepło
Bardzo prawdziwy artykuł i dziękuję za niego, bo być może (i oby) otworzy oczy jakiemuś „tru trawelerowi”, który przypadkiem wypadnie ze swojej narcystycznej bańki i trafi na bezmiar internetu – ten, który mu nie przyklaskuje. Znam takie „jedyne słuszne podróżniczki”, które zalewają swoje fejsbukowe profile masą zdjęć (głównie selfie; zdarzają się też artystyczne ujęcia w wystudiowanych, niby przypadkowych, pozach). Taki podróżniczy ekshibicjonizm. I obowiązkowe zdjęcia z wypisanymi na nich inspirującymi do podróży cytatami oraz podkreślanie, jak to daaawno owych pań nie było w domu, bo ciągle gdzieś jeżdżą. Po co komu prywatność? Najwidoczniej podróż liczy się jako odbyta dopiero, gdy powie się o niej wszystkim znajomym z mediów społecznościowych ; )
Dziękuję :) Cieszę się, że popierasz ten temat :)
Popieram artykuł w 100%!
Nie hetjujmy innych tylko dlatego ze robią coś inaczej, po swojemu .jeśli maja z tego frajde i nie krzywdza innych, to jest fajnie.Wspierajmy chec odkrywania siebie i świata bo tym właśnie jest podróż! Każdy wyjazd -mały, duży, daleki ,bliski, długi ,krótki sprawia ze stajemy się na chwilę lub na dłużej podróżnikami !
Pięknie napisane Domi :) Dziękuję i przyłączam się :)
Tylko skąd bierze się takie głupie myślenie w ludziach? Dlaczego ludzie czują taką potrzebę hejtowania innych? Artykuł świetny, podpisuję się pod nim. :-)
Dziękuję Czarku :) Ja też nie wiem i zawsze jest mi przykro, że nawet w tak wspaniałych tematach potrafimy siebie nawzajem dołować i krytykować. Ale na szczęście nie wszyscy i nie zawsze! :)
Fantastyczny wpis, brawo! Ciągle mam z tym problem, bo ja lubię wygody i dla mnie nie jest przyjemnością męczenie się na podłodze z plecakiem, nawet jeśli zobaczę najpiękniejsze rzeczy. Z drugiej strony chcę zobaczyć jak najwięcej. Ale czuję się dyskwalifikowana jako podróżnik właśnie ze względu na to, że nie wystarczy mi namiot , po prostu nie chcę spędzać wakacji w gorszym standardzie niż mam na co dzień, to by było dla mnie po prostu nieprzyjemne, wróciłabym zmęczona i zła. Jednak! Są też ludzie, typowi turyści, którzy nie wyściubiają nosa z hotelu z basenem i all inclusive, ale odhaczają miejsce z listy „must see”, mimo że jedyne co widzieli w danym kraju to teren resortu.
Bardzo dziękuję Martyno :) Ważne jest żeby znaleźć w tym wszystkim balans i nie dać sobie wmówić, że powinno się poznawać świat w jakiś określony sposób. Każdy poznaje go po swojemu i na swoich warunkach. Liczy się to co finalnie z takiej podróży się wynosi, a nie to gdzie się nocuje, prawda? :)
Ten wpis jest naprawdę bardzo, ale to bardzo ważny! Też od bardziej „hardkorowo” podróżujących znajomych miałam okazję usłyszeć takie komentarze, a i ja sama przyłapałam się na nieco pogardliwym podejściu do turystów podrózujących np. w wycieczkach zorganizowanych. Biję się w piersi, otworzyłaś mi oczy!
Dziękuje za ten komentarz Aniu :) Naprawdę :) Grunt to się w tym wszystkim wspierać, reszta jest drugorzędna :)
Dziękuję Aniu za ten komentarz! Jesteśmy tylko ludźmi i ocenianie innych przychodzi nam z łatwością. Grunt to wiedzieć, kiedy się w tym zatrzymać :) Pozdrawiam serdecznie
Jak ja jestem wdzięczna losowi, że natrafiłam na ten artykuł! Od jakiegoś czasu borykam się ze znajomymi, którzy są „życzliwi inaczej”. I właśnie szufladkują mnie i kategoryzują pod każdym względem do tego stopnia, że przestałam opowiadać o swoich podróżach. Co gorsza prowadzę bloga podróżniczego, który poza pracą (bo nie uważam że jest ona calym moim życiem) jest dla mnie bardzo ważny i co najważniejsze – rozwija mnie. Piszę bo lubię, kocham to. Chcę dzielić się przeżyciami, ciekawostkami i radami jeśli tylko jestem w stanie pomóc. Ale jak to ze znajomymi bywa są tacy w tym gronie, którzy wbijają szpileczki powoli i skutecznie. A to pytanie ” skąd masz pieniądze?” lub „stać Cię?” „a po co Ty tam jedziesz?” lub moje ulubione „jak można tak żyć, na walizkach”… Przejawianie zbyt wielkiej radości życia (bo ja naprawdę doceniam to co mam) jest NIE DO POMYŚLENIA ! Przecież jesteśmy Polakami więc „z czego ja się cieszę? ” ….tak … To właśnie ostatnio usłyszałam. Że w naszym kraju nie ma z czego się cieszyć. A ja kiedyś spojrzałam prawie śmierci w oczy i od tego dnia dziękuję za to, co mam. Nie narzekam i żyje mi sie lepiej, naprawdę.
Komentarzy dot. moich podróży nie ma końca… Zazdrości też. A ja tylko chciałam dzielić się radością i pokazać ludziom, że podróżowanie jest dla każdego. Nawet tego biedniejszego bo wystarczy tylko chcieć. Po prostu w naszym kraju ludzie są jeszcze niedojrzali… Trochę upłynie czasu zanim to się zmieni.
Dziękuję za komentarz Podróżniczko :) Wiesz jaka była moja pierwsza myśl, jak go czytałam? Zmień znajomych! Po co Ci tacy negatywni i toksyczni ludzie wokół. Jest przecież mnóstwo takich, którzy będą inspirować się tym co robisz, wspierać Cię i cieszyć się Twoimi sukcesami. Może czasem warto mieć dwie takie osoby, niż całą grupę zazdrośników. Masz swoją wspaniałą pasję i ją uwielbiasz, a to już świadczy o tym, że jesteś interesującą osobą z którą warto przebywać :) Głowa do góry i nie daj się ciągnąć w dół!
Autor wspomnianego artykułu miał trochę albo i sporo racji. Sama podróżuje i pisze bloga ale podróżnikiem bym się nie nazwala. Bo dla mnie słowo podróżnik znaczy coś wiecej. Jest esensja nieodkrytego. Prawdziwych Podróżników na świecie jest garstka. A to co my robimy to coś innego… Może czas najwyższy stworzyć nowe slowo, które okreslaloby podróżująca dzisiejsza społeczność. Jakiejś pomysły?
A jeśli wy chcecie nazywać się podróżnikami to mi nic do tego :) Nazywajcie się jak chcecie. Mi nawet niezręcznie, że podróżnikiem nazywa mnie babcia z dziadkiem ;)
A ja jestem zdania, że im mniej obudowywania tytułami, nazwami czy ważnością – tym zdrowiej dla ego nas wszystkich :) Ale oczywiście, każdy ma prawo nazywać się i przede wszystkim myśleć o sobie jak tylko ma na to ochotę i na tyle, aby był z tym spójnym :) Pozdrawiam serdecznie Olu :)
Jestem programistą (a więc również i informatykiem), ale poza programowaniem moją największą pasją jest podróżowanie. Podróżuję głównie samochodem ze swoją ukochaną dziewczyną, lubimy zwiedzać zarówno bardzo popularne miasta, jak i mniej popularne. Zazwyczaj śpimy w hostelach lub w namiocie, ale zdarzają nam się trochę droższe noclegi. Uważam się za podróżnika, ponieważ to moja pasja i chociaż zaliczam ledwie kilka większych i może kilkanaście małych wycieczek rocznie, nigdy nie zrezygnowałbym z powiedzenia, że jestem podróżnikiem. Tak jak nigdy nie śmiałbym z grona informatyków wyrzucać ludzi, którzy zawodowo zajmują się tylko instalacją i konfigurowaniem Windowsa, mimo że na co dzień robię rzeczy daleko bardziej zaawansowane. Według mnie podróżnikiem jest każdy, kto tak o sobie uważa –
z przesłaniem artykułu zgadzam się w 110% i smuci mnie, że ktoś wyrzuca mnie poza zacne grono ludzi, którzy tytułują się mianem podróżnika. Wydaje mi się, że trzeba być bardzo ograniczonym, aby uciekać się do prostego kategoryzowania, że podróżnik to tylko bosy Cejrowski albo tylko ten, kto całe życie śpi w namiocie i ani razu nie skorzystał z popularnej atrakcji.
Pozdrawiam.
Pięknie to napisałeś Krzyśku i popieram Cię każdym calu! Dziękuję za to podsumowanie :) Szerokiej drogi dla Was!
Dzięki za ten wpis, zgadzam się ze wszystkim. Sama kiedyś odczuwałam niepokój, przesiadając się z plecaka do walizki. Bo jak to tak. Teraz się cieszę, że rzeczy mi się nie zgiotą :) Pozdrawiam.
hehe to jest bardzo mocny argument! :) Popieram!:)))
Cześć! Ciekawy artykuł! Moim zdaniem jedynym naprawdę wartym uwagi kryterium oceny czyjejś aktywności (nie tylko) podróżniczej jest jej ETYCZNOŚĆ czyli po postu refleksja nad tym czy nie wyrządzam komuś krzywdy jadąc na wakacje (nieistotne czy autostopem czy samolotem i w jakich butach/ z jakim plecakiem). Chodzi o wpływ naszego przyjazdu na ludzi (a także zwierzęta, rośliny) w miejscu, które odwiedzamy, być może warto się nad tym zastanawiać dokonując wyborów podróżniczych. Pozdrawiam serdecznie oraz polecam tę rozmowę z Piotrem Cywińskim :-)
Cześć Dominiko :) Bardzo dziękuję :) Zgadzam się z Tobą i to słuszna uwaga. Etyczność powinna byc ponad każdym stylem podróżowania i dopóki przyświeca jako cel, to sposób w jaki gdzieś się dostajemy i to jak lubimy poznawać nowe miejsca, są zupełnie drugorzędne. Pozdrawiam!
Bardzo ciekawy wpis, dobrze obrazujący psychologiczne mechanizmy rządzące światkiem podróżników. Generalnie mogę pokusić się o stwierdzenie, że wiele z tych osób stawia sobie te ,,dziwne” standardy, aby poczuć się docenianą/ym, wyjątkową/ym, kimś ,,bardziej”.
W temacie podróżowania ,,na biedaka” i ,,na bogacza”: prawdopodobnie autorowi chodziło o to, że większość ,,stereotypowych” ludzi, podróżujących na bogato ma wywalone w 100 % na poznawanie kultury kraju, do którego jadą na wczasy: na Jukatan pojadą zwiedzić sobie piramidy w Tulum, wywalić dupę na plaży w Cancún i kupić ,,oryginalne” sombrero, jako pamiątkę z egzotycznych wakacji (czyt: 2-tygodniowego leżenia na plaży i oczekiwania, że wszyscy naokoło będą mówić po angielsku). Potem wracają do domu pochwalić się przed znajomymi opalenizną i zdjęciami. Eksperckim tonem wypowiadają się na temat tego ,,jak to jest w tym Meksyku”. Nasuwa mi się jedno słowo: ignorancja. Jakoś w takich wypadkach przed oczami stacje mi zawsze obraz spasionego Amerykanina w ray-banach, hawajskiej koszuli i sandałach.
W w/w kontekście zgadzam się. Z kolei generalizacja to jeden z największych ,,grzechów” XXI wieku. Wrzucanie wszystkich do jednego wora bywa nad wyraz krzywdzące.
No cóż, życzę dalszych trafnych spostrzeżeń :)
Skrajność w żadną stronę nie jest dobra. Ja bym chciała tylko, żeby ludzie nie mieszali się nawzajem z błotem, bo ktoś odstaje od ich wizji, w tym przypadku podróżowania. Niech każdy zajmie się sobą i pozwoli innym po prostu sobie być. O ile to wszystko byłoby przyejmniejsze, gdybyśmy nie ciągnęli się w dół. Dziękuję i pozdrawiam ciepło! :)
…a prawda, jak zwykle, po środku ;-)
Piszesz np.: „A mianowicie, jeden z uczestników forum podzielił się swoim zdjęciem z górskiego trekkingu, ciesząc się, że mu się udało i dzieląc się swoim doświadczeniem (…) Czy on prosił o rady? Nie.” A czy ktoś prosił o zdjęcie: „Hej, ty tam anonimie, pochwal się, gdzie ostatnio byłeś?” Zapewne – też nie. Dla mnie takie fora podróżnicze służą wymianie doświadczeń. Mało mnie interesuje, ze ktoś tam gdzieś wszedł czy pojechał. Chyba, że szukam rady, jak tam się wybrać, co zobaczyć itp. I w tym sensie ta dyskusja o butach była pożyteczna. Co bowiem wyniósłby z tego zdjęcia jakiś przypadkowy internauta? Nic – jakiś gość wszedł na jakąś górę i co z tego. A tak? Może pomyśli: „Hmmm, tyle piszą tu o butach trekkingowych, może warto zgłębić temat”.
Druga sprawa: „Czemu nikt nie poleca zapoznać się z miejscowymi wykształconymi ludźmi, z którymi rzeczywiście można podyskutować o kulturze, historii czy uwarunkowaniach społecznych ich kraju?” Może właśnie dlatego, że takie dyskusje możesz prowadzić ze swoim wykształconym szwagrem bez wychodzenia z domu? I pewnie, jest to też ciekawe i rozwijające, ale akurat dość luźno związane z podróżowaniem. Ja jeśli gdzieś jadę – to po to, żeby zaznać czegoś, czego nie zaznam bez podróży. Jeśli mam wynająć pokój w hotelu z basenem i spędzać czas na rozmowie z wykształconymi ludźmi, po angielsku i jedzeniu do syta ulubionych potraw – spoko, ale mogę to zrobić nie opuszczając mojej miejscowości.
„…to w czym wozisz skarpety, wpływa na Twój odbiór świata?” – a teraz weźmy głęboki oddech i zastanówmy się, do jakich miejsc jesteś w stanie dotrzeć, mając ze sobą plecak. Górskie schronisko gdzieś wysoko w Dolomitach? Zapomniana wioska na końcu świata w Laponii? Może rozbijesz namiot nad jednym z fińskich jezior? A teraz wyobraź sobie to samo z walizką. I co – jednak trochę wpływa na odbiór świata, prawda?
Przesadny snobizm jest zły. Ale jednak upieram się, że aby poznać jakieś miejsce, trzeba w nim ileś czasu spędzić (Andorę jesteś w stanie przejść pieszo w dwa dni w każdym kierunku, samochodem przejdziesz w trzy godziny – ale jej nie poznasz). I zobaczyć świat poza hotelem.
Zatem na pytanie „Czy turyście przyjeżdżającemu do Polski też poradziłbyś pojechać do najbiedniejszego regionu i poznać, co to znaczy „prawdziwa Polska?”” odpowiem – TAK. Luksusowe biurowce i nowoczesne centra miast może zobaczyć w Niemczech, Francji, USA i gdzie tylko i nigdzie specjalnie się od siebie nie różnią. Drugich bagien podlaskich czy łak beskidzkich – nie ma nigdzie.
Hej Cziken :) ten tekst nie jest o tym, że NALEŻY ZAWSZE jeździć luksusowo lub budżetowo, tylko żeby pozwolić ludziom jeździć jak mają ochotę i jak tego potrzebują, bez mieszania ich z błotem za to, że wolą plecak a nie walizkę, hotel a nie namiot. Nigdzie nie napisałam, że wszędzie da się dotrzeć z walizką oraz że pleckach jest zawsze słabym wyborem. Jak mogę, jadę z walizką – jest mi wygodniej. Jak nie mogę – zarzucam plecak i tyle. Kwestia tego, że znajdzie się gros osób, które na tej podstawie wywnioskują: „burżuj” lub „fajansiarz” – w zależności od opcji. Tu chodzi o szanowanie się wzajemnie i nie zapominanie, że podróż dla każdego znaczy co innego i różne rzeczy ludzie z nich wyciągają.Proszę nie nadinterpretuj moich słów, bo przykłady z Dolomitami czy Laponią nie mają związku z tym tekstem, bo tak jak napisałam, nigdzie nie narzucam jeden opcji – wręcz odwrotnie – jestem od tego bardzo daleka. Nie wiem też skąd „upieranie się”, że aby poznać jakieś miejsce, trzeba w nim spędzić czas. To dla mnie oczywiste i nigdy nie twierdziłam inaczej, nie musisz się zatem upierać. Kontakt z ludźmi wykształconymi, którzy znają szerszy kontekst swojego kraju nie ma też związku z biurowcami w centrum stolicy. Od kiedy to tylko w dużych miastach i w dzielnicach biurowych są ludzie z którym można ciekawie porozmawiać? Tu chodzi mi o coś innego i posłużę się przykładem: gdy byłam w Buenos Aires mieszkałam w dość starej i zaniedbanej dzielnicy. Jednak mój najemnca był Argentyńczykiem od pokoleń i cała jego rodzina pochodziła z Buenos. W domu miał ogromną bibliotekę, albumy ze zdjęciami miasta i wielką wiedzę na temat jego historii i kultury. Rozmowa z nim dała mi więcej, niż jakikolwiek przewodnik czy książka. Dodam, że kto powiedział, że trzeba rozmawiać po angielsku? Jak rozmawiałam z nim w jego języku, po hiszpańsku. Jeśli tylko mogę, komunikuję się w lokalnych językach. Wykształcenie, to nie tylko edukacja szkolna czy bogate domy czy wieżowce. To dla mnie porostu ciekawi, oczytani ludzie. Dla kontry – spotkałam też wielu innych Argentyńczyków, którzy już nie interesowali sie tak bardzo swoim krajem i np. na moje pytanie co sądzą o rządach Evity Peron, większość z nich mówiła, że nie wiem nic na ten temat, bo w sumie to nie interesuje ich historia czy polityka. Na ogół byli to ludzie, którzy niewiele lat spędzili w szkole.
Przeczytałem z zapartym tchem. Świetny, przemyślany i bardzo prawdziwy tekst. Brawo!
Bardzo Ci dziękuję Marcinie za tak miłe słowa! Pozdrawiam serdecznie :)
Meh, możecie się spierać dniami i nocami, kto jest prawdziwym podróżnikiem, a kto nie, ale to bez sensu. Podróże tym więcej uczą, im większy jest fundament wiedzy ogólnej zgromadzony przez podróżnika, im bardziej otwarty jest jego umysł i im lepsze ma zdolności poznawcze.
Są ludzie mądrzejsi i ludzie głupsi, całe spektrum. Obecnie każdy ma szansę podróżować, modeli podróżowania są dziesiątki i to nie jest tak, że głupcy zawsze wybierają jeden konkretny, nierozgarnięci pozerzy inni , a inteligentni jakiś tam jeszcze. Znajdziesz idiotów/pozerów/pustaków, którzy podróżują dokładnie tak jak Ty, znajdziesz idiotów/pozerów/pustaków, którzy będą się wściekać na to, że znaleźli w dżungli wi-fi, bo to już za dużo cywilizacji. Co więcej, tam gdzie moda, tam więcej pozerów/pustaków. Ale oprócz nich znajdziesz całą masę inteligentnych ludzi, takich którzy potrafią zatopić się w historii tego obrzydliwie popularnego Paryża i wycisnąć z niej maksimum intelektualnej korzyści, oraz takich, którzy z siedzenia w zapadłej wiosce przez miesiąc i gadaniu z jej mieszkańcami o pierdołach, nauczą się o społeczeństwie i kulturze regionu więcej niż Ty czy ja czytając 10 książek na ten temat. Kto ma trochę więcej w głowie, ten potrafi wycisnąć wartość z każdej podróży, niezależnie czy to jest oglądanie Koloseum, czy mieszkanie przez miesiąc w jakiejś zapadłej, biednej wiosce. I tu się chyba nawet zgadzamy. Ale przez cały Twój artykuł przewija się jakaś taka ukryta pogarda. Sprzeciwiasz się poddawaniu ocenie różnych sposobów podróżowania, a sama to robisz sprowadzając całą grupę ludzi, których w podróży interesuje coś innego niż Ciebie do roli pozerów. Mam mieszane uczucia co do Twojego posta, bo z wieloma spostrzeżeniami się zgadzam, ale sos w jakim to podałaś jest nie do przełknięcia.
Natomiast co do chodzenia po górach w adidasach, to chyba sobie żartujesz :D Chłop wlazł na górę i zlazł – to dobrze, że mu się udało. Ale jakby skręcił sobie po drodze głupią kostkę, to kto by go znosił ze szczytu? Co innego skręcić kostkę tam, gdzie łatwo wezwać pomoc, a co innego w górach, gdzie jest to utrudnione oraz gdzie ryzykuje się życie własne i ratowników. Ryzyko przy chodzeniu po górach jest o wiele wyższe niż przy spacerze po parku, a te profesjonalne buty są właśnie po to, żeby je minimalizować i żeby nieszczęśliwe wypadki zdarzały się jak najrzadziej. Mówię to z perspektywy osoby, która dwa razy zrobiła w górach totalnie głupie rzeczy, i która się tego wstydzi, choć też ostatecznie nic się nie stało i zlazłam na dół bez uszczerbku. Raz zostałam na szczycie (nie takim znowu wysokim) na zachód słońca wiedząc, że nie mam latarki, a za drugim razem stwierdziłam, że skrócę sobie drogę przechodząc na przełaj poza wyznaczoną trasą (okazało się, że w rzeczywistości jest dużo stromiej niż mi się wydawało, a ziemia była rozmoknięta i nie mogłam się cofnąć będąc w połowie). Wcale nie jestem z tego dumna i nie oczekuję, że ktoś mi pogratuluje, że wyszłam i zeszłam w jednym kawałku. To były dwie głupsze rzeczy w moim życiu i normalna reakcja na taką opowieść to wyrazy potępienia. Tak samo jest z tymi adidasami, choć wyjście na szczyt w butach z miękką podeszwą nie brzmi tak dramatycznie jak to co ja odwaliłam. Tylko po co niepotrzebnie ryzykować? Bardzo dobrze, że ludzie zwracają na coś takiego uwagę, bo to może komuś uratować kilka tysięcy złotych (koszty akcji ratunkowej), zdrowie, a w skrajnym przypadku nawet życie.
Lidko, dziękuję za komentarz. Zacznę od tego, że nie musisz się zgadzać z moim zdaniem, masz prawo do swojego, jak i również do preferencji co do stylu pisania. Jeśli uważasz, ze mój jest umoczony w „sosie nie do przełknięcia”, to wystarczy dalej nie kontynuować lektury.
Jak sama napisałaś, w wielu aspektach się zgadzamy. Ten tekst jest o szanowaniu siebie nawzajem i o nie ocenianiu innych. Nie ma w nim pogardy, bo ja nie gardzę ludźmi. Proszę Cię zatem, abyś nie insynuowała, jakoby było inaczej. Po pierwsze wysnuwanie takich wniosków o innych ludziach na podstawie swojej interpretacji jednego tekstu jest daleko posuniętą oceną, a w dodatku bardzo nietrafną i krzywdzącą. Nigdzie również nie napisałam o tym, że ktoś kto podróżuje inaczej ode mnie jest pozerem. Gdybyś przeczytała z uwagą to wiedziałabyś, że mam za sobą wszystkie typy podróżowania – od budżetowego, przez turystyczny, aż do obecnego. Byłam zatem w każdym z tych miejsc i nigdzie nie napisałam, że jest to lepsze lub gorsze. To czemu się sprzeciwiam to hate i próbę sprowadzenia do parteru każdego, kto może lub chce inaczej. Jeśli zatem uważasz, że gardzę innością, to znaczy że zupełnie nie zrozumiałaś przesłania.
Co do butów – trochę naginasz mój przykład. Czy ja napisałam, że ta osoba poszła w Himalaje w addidasach i było to zagrożenie jej zdrowia? Napisałam górski trekking. Gdyby to była zima i trudne zbocza, to nie byłoby problemu. Osoba ze zdjęcia poszła na zwykłą wycieczkę, po suchym terenie w lato, a mimo to została zmieszana z błotem. A zwracanie uwagi i radzenie, kiedy ktoś o to poprosi to co innego, niż nazywanie kogoś „nikim”, „żenującym”, „żałosnym” itp. z racji tego, że nie spełnia oczekiwań innych. Gdybyśmy tak jak piszesz ” zwracali sobie uwagę” w miły sposób i z klasą i dzieli się przy tym wiedzą, to nie byłoby tego tekstu. Natomiast częściej zdarza się obrażanie i wyśmiewanie, niż wspieranie. Pozdrawiam Cię
Mam już od dłuższego czasu odczucie, że trwa wyścig „kto wiecej, dłużej, dalej” i „kto zrobi więcej fotek” ten lepszy. Bardzo to wszystko prawdziwe, co piszesz.
A tak na marginesie to podróżnikiem mogą się nazywać osoby, które na podróżowaniu zarabiają. Wszyscy inni to turyści. Uczą tego m.in. na kursie pilota wycieczek.
Pozdrawiam, Marzena
Bardzo ciekawe spojrzenie na ten temat. O tym nigdy nie pomyślałam :) Pozdrawiam serdecznie Marzeno!
Oczywiście że autorka nie ma racji:
1. Próba definicji słowa „podróżnik” – ma oczywiście sens. Nie chodzi wcale o wartościowanie. Czy ktoś kto zalicza 5* hotele w Tunezji, Kanarach czy Mauritiusie jest podróżnikiem czy nie? Nie zrozumcie mnie źle- super że to robi jeśli lubi. Każdy woli inną formę podróży, i jesteśmy różni od siebie. Każdy powinien się spełniać w tym co lubi. Bardzo dobrze, że tak jest. Ale JEST NIM CZY NIE? (bez wartościowania „gorszy-lepszy”)
2. Jeśli przywołany kolega wszedłby w klapkach na rysy, to też byś go broniła? Uważasz że wchodzenie na trudne góry bez odpowiedniego sprzętu jest dobre/rozsądne? Trzeba po prostu cieszyć się że udało się wejść na rysy koledze w klapkach z reklamówką? Rozumiem, że to postuluje autorka wpisu?
1. Nikt tu nie próbuje Cię przekonać, że ktoś kto jeździ na all inclusive to „podróżnik”, a ten co budżetowo, to „podróżnik bardziej”. Ten tekst to nie próba znalezienia definicji, tylko chęć, aby w naszych działaniach było mniej oceniania, ścigania się i poczucia wyższości.
2. Nie, gdyby wszedł na Rysy, to pewnie też byłaby zmartwiona, ze mógłby zrobić krzywdę sobie i innym. Tylko, że gdzie tu masz informację o wchodzeniu na Rysy? Chłopak ze zdjęcia przeszedł się latem po wzgórzach, a nie poszedł w Himalaje. Co to za gdybananie „gdyby ktoś zrobił coś tam, to czy odniosłabyś się tak samo jak do czegoś tam”? I skąd wziąłeś klapki i wysokie góry? ja nie widzę tego w tekście, nikt tu z tym nie dyskutuję, więc wymyśliłeś własną wersję sytuacji, która nie miała miejsca. Nadinterpretacja wysoce posunięta. Pozdrawiam
Wspaniały, mądry wpis. Słabo mi się robi, jak czytam te idiotyczne wywody na blogaskach o tym, czym jest prawdziwe podróżowanie i kim jest prawdziwy podróżnik.
Dziękuję Mateuszu za wsparcie tematu swoim komentarzem! Fajnie by było jakbyśmy po prostu umieli się cieszyć z podróży, a nie budować na nich swoją wartość i poczucie lepszości. Pozdrawiam serdecznie