Dubrownik jest jedną z najpopularniejszych destynacji w basenie Morza Śródziemnego. W 1979 roku został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nie jest to dziwne, bo zabytkowa część miasta jest absolutnie wyjątkowa. Odwiedzając ją miałam poczucie, że przeniosłam się w czasie, o parę wieków wstecz. I to jest jego największa wartość.
Jest tylko jeden problem. Miasto jest odwiedzane przez setki turystów, co oznacza, że czy chcecie, czy nie, czeka Was zwiedzanie w tłumie ludzi. Jeśli Wam to nie przeszkadza – to nie ma problemu. Jeśli jednak, tak jak ja, nie lubicie ścisku, mam dla Was propozycję.
Co powiecie na poranny jogging po Starym Mieście? Upieczecie dwie pieczenie na jednym ogniu – trening i zwiedzanie. Co więcej, da Wam to zupełnie inną perspektywę na miasto prawie bez turystów.
Pozwólcie, że pokażę Wam, że warto eksplorować Dubrownik w taki sposób.
Nastawiłam budzik na 5:30 (wiem, że to środek nocy, ale wierzcie mi, że nie będziecie tego żałować), założyłam sportowe ubranie i byłam gotowa. Mieszkałam blisko Starego Miasta, co ułatwiało sprawę.
Trening zaczęłam od rozgrzewki w porcie, z widokiem na statki powolnie wypływające na otwarte morze.
Zawsze pamiętacie o rozgrzewce przed treningiem! A szczególnie wtedy, gdy jest to poranny trening, a Wasze ciało po nocy nie jest jeszcze rozruszane.
Po rozgrzewce zaczęłam powolny jogging, który miał mnie przygotować na późniejszy intensywny trening.
Obiegłam cały port, zaraz obok Porporela, który jest jednocześnie molo i falochronem. Został zbudowany po to, by chronić miasto przed napierającymi, morskimi falami.
Następnie ruszyłam w stronę placu Luža, który znajduje się we wschodniej części Stradun (czyli głównej ulicy miasta). To jedno z najbardziej imponujących miejsc w starej części Dubrownika. Gdzie się nie spojrzy, można podziwiać wspaniałą architekturę.
Minęłam stojącą dumnie na placu 31 metrową wieżę z zegarem. To jeden z najbardziej charakterystycznych obiektów Starego Miasta, zbudowanych w XV wieku.
Po prawej stronie minęłam też Pałac Sponza, wybudowany w XVI wieku według projektu Pasij Milicevic. Interesującym faktem na temat tego miejsca jest to, że jako jeden z niewielu budynków przetrwał trzęsienie ziemi w Dubrowniku w 1667 roku.
Postanowiłam przebiec się wąskimi uliczkami, dlatego przy pierwszej okazji skręciłam w jedną z nich. Byłam już wystarczająco rozgrzana, więc podkręciłam tempo.
Gdziekolwiek nie wbiegłam wpadałam wprost na wysokie schody (Dubrownik to górzyste miasto), więc chcąc – nie chcąc, czekały mnie podbiegi.
Nie będę Was czarować, że to było dość intensywne i trochę się zasapałam, ale za to obserwowanie budzącego się do życia miasta, wynagrodziło mi ten wysiłek :)
Zachęcona tym, że przetrwałam schody i wciąż jakoś funkcjonuję, postanowiłam przykręcić śrubę i uzupełnić trening o krótkie serie pompek, przysiadów i brzuszków. Wykorzystałam do tego schody i ławki, które znajdowałam po drodze.
Następnie zawróciłam do głównej promenady. Na jednym z małych placyków wpadłam wprost na owocowy targ. Wyglądał niesamowicie!
Biegałam pomiędzy placami i małymi uliczkami ciesząc się po prostu ciszą i pięknem tego miasta.
Zrobiłam krótki przystanek przy studni Onforia. Jej wyjątkowość polega na tym, że jest zdobiona kamiennymi maskami. Woda w niej nadaje się do picia, co było zbawieniem, bo nie miałam przy sobie nic butelki wody.
Plac na którym znajduje się fontanna jest też idealnym miejscem, aby podziwiać wczesno renesansową architekturę kościoła St. Saviour.
Został on zbudowany w 1520 roku, zaraz po trzęsieniu ziemi, które nawiedziło miasto. Miała to być podzięka za to, że miasto zostało ocalone od całkowitej destrukcji. Od tamtego czasu budynek przetrwał praktycznie bez żadnego uszczerbku.
Postanowiłam zatoczyć koło, więc mięłam klasztor Franciszkanów na głównej promenadzie i pobiegłam z powrotem w stronę Pałacu Rektorów, który znajduje się na placu Luža.
Pałac został zbudowany w XII wieku i był siedzibą urzędników. Dziś jest to miejskie muzeum – Gradski Muzej i sala koncertowa. To był mój ostatni przystanek, więc przyszedł czas na po treningowe rozciąganie w cieniu arkad.
Jak możecie zobaczyć, nie tylko dla mnie było to idealne miejsce na odpoczynek. Poznajcie mojego chorwackiego kompana do rozciągania:
Aby być dokładną, to ja się rozciągałam, a on głównie spał i myślał, że chyba oszalałam, skoro urządzam sobie treningi o tak wczesnej godzinie :)
Podsumowując, muszę przyznać, że to było magiczne. Nie ma nic przyjemniejszego, niż trening w nowym, pięknym miejscu. Bieganie w podróży jest najłatwiejszym sposobem, aby zachować formę, bo jedynego czego potrzebujecie to dobre buty i trochę energii.
Jeśli chodzi o Dubrownik, to świetnym miejscem na jogging są też mury miasta, ale to trochę bardziej wymagający trening.
A propos tłumów… tak wyglądały ulice 1,5 godziny później, gdy wracałam z joggingu…może to przekona Was, że czasem warto wstać trochę wcześniej, chociażby po to, by ominąć tłumy turystów :D
TRAVEL AND KEEP FIT! ;)
Ten post ma 4 komentarzy
Wow! What a great idea for a morning jogging! I need to try it one day! Thanks!
That you Steve! I’m sure you would love it!
Hej, kto Co robił zdjęcia na treningu? Narzeczony? Nie wiem, czy namówiłabym mojego faceta na towarzyszenie mi o tak wczesnej godzinie tylko po to by pocykać fotki :D
Hej :) Tak :) On też trenuje, więc takie godziny mu nie straszne :)