W Korei panuje kult pracy, a życie jest jej całkowicie podporządkowane. Praktycznie każdy kogo zapytałam o to co słychać, relacjonował mi wieści związane z którymś z etapów szukania pracy, bycia w trakcie etapów rekrutacyjnych, lub też braku czasu na rozmowę, bo jak twierdził – musiał pracować. Żeby lepiej zrozumieć ten system należy sięgnąć trochę głębiej. Mówi się, że dla Koreańczyka zdobycie pracy w wielkiej korporacji jest szczytem marzeń i celem wyznaczanym dzieciom już w wieku szkolnym. Czynnikiem motywującym mają być oczywiście wysokie zarobki, podwyższenie statusu społecznego i dostatnie życie. Z drugiej strony, ceną jest 15 godzinny dzień pracy, kompletny brak czasu na cokolwiek i rezygnacja z życia, które nie wiąże się z firmą. Dlaczego zatem ludzie godzą się na to? Ano dlatego, że od dziecka wmawia im się, że celem życia jest zdobycie właśnie takiej pracy. Już 10-latki zapytane o to, co chcą robić w życiu odpowiedzą bez zająknięcia: „Pracować w korporacji”. W czym zatem tkwi problem? W tym, że w stosunku do chętnych, miejsc pracy jest niewystarczająco. A to nakręca niewyobrażalny „wyścig szczurów”, który zaczyna się już w szkole podstawowej. Poprzeczka stawiana jest tak wysoko, że aby ją przeskoczyć trzeba zacząć starać się bardzo wcześnie. Jak mówią sami zainteresowani – liceum jest najgorszym okresem w ich życiu, bo zajęcia trwają od świtu do późnej nocy. By dostać się na studia trzeba przyswoić ogrom materiału, a czasu jest mało.
Podróżując po Korei poznałam wielu Amerykanów, którzy uczyli języka angielskiego w szkołach. Przyznali się, że swoim uczniom pozwalają spać na lekcjach, bo jest to dla nich jedyna szansa, by trochę odespać.
Dlatego też okres studiów przynosi „wybawienie” od wielogodzinnych lekcji. Dodatkowo nie ważne czy jesteś humanistą, czy bardziej sprawdzasz się w tematyce ścisłej. Składając dokumenty na studia liczy się nie to na jaki kierunek aplikujesz, ale na jaki uniwersytet. Najlepsze znajdują się w Seulu, więc większość osób celuje w stolicę w nadziei, że zostaną przyjęci, nie istotne czy na literaturę angielską, czy na inżynierię kwantową.
Jednak „prawdziwe schody” zaczynają się dopiero pod koniec studiów, kiedy trzeba rzeczywiście znaleźć pracę. Koreański proces rekrutacji „ciągnie się jak makaron”, całymi miesiącami trwają poszczególne etapy rekrutacyjne. Rozmowy w języku ojczystym, ale także w angielskim są standardem. Następnie egzamin w obu językach, kolejno: rozwiązywanie zadań, esej, list motywacyjny, potem znowu rozmowa i tak bez końca. Nie dziwne zatem, że dla studentów ostatniego roku uczelnie oferują specjalne zajęcia (obowiązkowo) pt. „Jak zdobyć pracę?”.
I tu wracamy do początku zaklętego kręgu perfekcyjnego wyglądu. Dotyczy on w szczególności kobiet. Jako że miejsc pracy jest mało i wszyscy aplikujący mają wyższe wykształcenie, cechą która może cię jeszcze wyróżnić jest wygląd zewnętrzny. Jeśli zatem jesteś atrakcyjna fizycznie, masz większą szansę na pokonanie konkurentek. A ponieważ Koreanki generalnie są drobne i ładne, musisz być jeszcze szczuplejsza i jeszcze ładniejsza od przeciętnej dziewczyny. Stąd diety. Sporo młodych kobiet jest na permanentnych dietach odchudzających, do których zresztą są zmuszane przez rodziny, bo przecież bez tego „nie dostaniesz pracy”. Jednak szczupły wygląd może nie wystarczyć. Korea Południowa znajduje się w czołówce krajów o wysokim odsetku operacji plastycznych. W samym Seulu można znaleźć specjalną dzielnicę operacji plastycznych, gdzie kliniki wyrastają jak przysłowiowe grzyby po deszczu. „Standardowe” powiększanie biustu nie robi już wrażenia. Jednak popularniejsza i łatwiejsza do zaobserwowania, np. w metrze (kiedy jest okazja do dłuższego przyglądania się ludziom), jest operacja oczu. Ma ona na celu stworzenia zgięcia na powiece, tak by oczy były bardziej podobne to tych charakterystycznych dla rasy białej.
Po podobnych obserwacjach i opowieściach Koreańczyków, nie dziwi fakt, że Korea znajduje się na pierwszym miejscu jeśli chodzi o odsetek samobójstw młodych ludzi. W samym metrze postawiono wysokie szklane szyby, które oddzielają peron od nadjeżdżających wagonów, bo ludzie regularnie rzucali się pod pociągi, z czym rząd po prostu sobie nie radził. Presja społeczna na bycie „kimś” i osiąganie zawodowych sukcesów jest zatem olbrzymia i stanowi niewyobrażalny problem we współczesnej Korei.
Jacy są?
Uwarunkowania społeczne to jedno. A jaki jest naród, który musi w nich funkcjonować? Ja podzieliłabym Koreańczyków na dwie grupy: tych, którzy wyjeżdżali za granicę, by tam studiować lub pracować i takich, którzy nigdy nie ruszyli się z kraju . Dlaczego dzielę ich w ten sposób? Bo wydają się być zupełnie różni, tak jakby zamieszkiwali dwa bieguny. Ci, którzy podróżowali są bardzo otwarci. Z chęcią zagadują obcokrajowców, nawiązują nowe znajomości, wdają się w dyskusje. Nie mają również oporów przed sceptycznym spojrzeniem na swój kraj. I to właśnie od nich można usłyszeć te najciekawsze i najbardziej fascynujące, a przede wszystkim prawdziwe historie o życiu i byciu w Korei Południowej. Również ich znajomość języka angielskiego jest diametralnie różna od grupy numer dwa. Znają języki obce i nie mają problemu, żeby się w nich porozumiewać. Dlaczego to robi tak duże wrażenie? Ano dlatego, że przeciętny zagadnięty o drogę Koreańczyk spłonie rumieńcem, zacznie się histerycznie śmiać, dukając przy tym po koreańsku, że nie może (nie wie/nie chce/nie umie) pomóc i ulatnia się w pół sekundy na drugi koniec peronu lub dołącza do grupki znajomych, z którymi zaczyna zanosić się nerwowym śmiechem. I tu obcokrajowiec głupieje, bo nie wie czy to on jest śmieszny, czy może jego pytanie, lub co gorsza, czy przypadkiem nie obraził czyichś uczuć. Nie do końca tak jest. Taki śmiech oznacza zakłopotanie lub zawstydzenie i wynika z tego, że znaczna większość Koreańczyków boi się mówić po angielsku, nawet gdy rozumie o co pytamy. I tu wychodzi skrajny perfekcjonizm tego narodu – jeśli nie jesteś w czymś świetny (w tym wypadku w języku obcym) to lepiej w ogóle się nie odzywaj.
W kontaktach z Koreańczykami należy również pamiętać o jednym ważnym aspekcie: jest to kultura kolektywistyczna, a zatem nastawiona na grupę, bycie jednakowym i nie wyróżniającym się. Jeśli chce się wniknąć do grupy Azjatów i być przez nich akceptowanym, to należy dostosować się do panujących standardów zachowania. Byciem oryginalnym, głośnym gdy nie trzeba lub zbyt wyemancypowanym nie wzbudzi się podziwu, a raczej zdziwienie i zgorszenie. Oryginalnością i kreatywnością nie zapewnimy sobie również awansu w pracy. Kluczem do sukcesu będzie raczej pracowitość i postępowanie według narzuconych standardów. Dlatego Koreańczycy mają podobny sposób ubierania, bo modowy indywidualizm wcale w modzie nie jest. Również sposób bycia ma tu ogromne znaczenie. Jeśli będziesz szedł ulicą podśpiewując, to znajomi nie omieszkają ci przypomnieć, że wszyscy się na ciebie patrzą i że (o zgrozo!) wyróżniasz się z tłumu przechodniów. Ta uwaga będzie równoznaczna z „przestań to robić albo będę szedł pięć kroków za tobą, żeby nie brać udziału w tym procesie odstawania”. Jeśli powiesz, że nie przeszkadza ci, że inni się na ciebie patrzą, to wywołasz bezgraniczne zdziwienie (przeżyłam taką sytuację na własnej skórze). Podobnie z byciem głośno. Jeśli w metrze rozmawiasz lub śmiejesz się zbyt natarczywie, momentalnie znajdą się jakaś uprzejma starsza pani lub pan, którzy po koreańsku sprowadzą cię „do parteru” i każą wracać do szeregu.
Młodzi Koreańczycy wydają się również bardzo niedojrzali. Po części wynika to ze sposobu, w jaki spędzają czas wolny (gry komputerowe, seriale telewizyjne), a po części z tematów, na które można z nimi porozmawiać. Oczywiście wynika to z pewnych uwarunkowań. Po pierwsze z tego, że do późnego wieku mieszkają z rodzicami, od których są całkowicie uzależnieni psychicznie i finansowo. W Korei studenci nie mogą liczyć na żadną stałą pracę, a jedynie dorywczą, np. na pół etatu w kawiarni czy w sklepie. Polityka kraju po prostu zabrania zatrudniać młodych ludzi w firmach. Nie mają też doświadczenia jeśli chodzi o praktyki zawodowe czy staże. Mało kto podróżuje. Dlatego podobne opowieści są dla nich bardzo zaskakujące i niezrozumiałe, co utrudnia porozumienie na tym polu.
Organizacja pracy
Zupełnie bez znaczenia pozostaje fakt, czy w Korei będzie się studiować czy pracować, bo system organizacji pracy w obu tych przypadkach opiera się na tym samych zasadach. Bardzo stawia się na współpracę grupową, dlatego poszczególne projekty realizuje się z innymi. Wymaga to ogromnej cierpliwości, bo organizacja czasu nie jest najmocniejszą stroną Koreańczyków i zebranie wszystkich w jednym terminie zakrawa o cud. Dodatkowo zmobilizowanie ich do szybkiego wykonania pracy mija się z celem, bo styl ich nauki i pracy jest bardzo rozwlekły. Często robią sobie przerwy na kawę, papierosa, wysłanie smsa, czy też kontrolę Facebooka, co Europejczyków doprowadza do szału. Zatem moją radą jest albo dostosowanie się do ich stylu, albo przejęcie projektu i zrobienie go indywidualnie. Wszelkie próby pośpieszenia lub zmobilizowania kończą się obojętnością lub gromkim śmiechem.
Z drugiej strony nie bez powodu powstał mit o azjatyckim pracoholizmie. Podkreślę, że jest to mit, bo niewiele ma to wspólnego z realną pracą. Koreańczycy tworzą wokół siebie cała otoczkę wytężonej, okupionej wyrzeczeniami pracy. Uparcie twierdzą, że są bardzo zajęci i muszą pracować, i rzeczywiście spędzają długie godziny w bibliotekach czy biurowcach, wykonując czynność zamiast w 4 godziny to w 8 (oczywiście z przerwą na kawę, papierosa, smsa…).
Próba wprowadzenia czegoś nowego jest bardzo trudna, a jeśli chodzi o zasady w Korei, to są one święte i jakakolwiek dyskusja o ich zmianie lub obejściu jest z góry skazana na niepowodzenie, a nawet najlepsze logiczne argumenty nie robią żadnego wrażenia i spotykają się z jednym krótkim „nie, bo nie”.
Korea? Tak proszę!
Na azjatycką kulturę trudno się przygotować. Jest tak inna od europejskiej, że to co czyta się w książkach kulturoznawczych lub psychologicznych nie jest w stanie odzwierciedlić tego, czego tam doświadczamy. Należy zatem pamiętać, by nie definiować kultury koreańskiej naszymi europejskimi schematami oraz wyjaśnieniami, bo to po prostu mija się z celem. Chcąc odnaleźć się w Azji i poczuć fenomen jej funkcjonowania, należy stworzyć sobie nowe standardy rozumienia rzeczywistości. To pomaga i łagodzi szok kulturowy.
Jednak z całą pewnością jest to kraj do którego warto pojechać, choćby dlatego, że w dobie globalizacji coraz mniej będziemy mieli takich niuansów i kulturowych smaczków.
***Wszystkie zdjęcia w tym wpisie zostały zrobione przez mojego utalentowanego kolegę Tobias Kalleder***
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, polajkuj i podziel się nim dalej. Twoja rekomendacja sprawi mi radość :)