Pierwszy dzień w Szwajcarii zaczęty na pełnym rozkręceniu. Trzy godziny snu i pobudka o 4 rano, żeby złapać wschód słońca już w górach. Interlaken jest pogrążone w całkowitej ciemności i ciszy, kiedy idę przez nie przed świtem. Widać nikt nie miał równie głupiego pomysłu, żeby wstawać tak wcześnie. Moim celem jest Augstmatthorn trail – 16 kilometrowy, czerwony szlak, miejscami tak zdradziecko stromy, że ma się ochotę zawrócić. Aż do chwili kiedy zdajesz sobie sprawę, że schodzenie będzie jeszcze gorsze. Więc idziesz dalej, przeklinając pod nosem swoje pomysły wspinaczek o świcie. Ból w nogach łagodzi jednak panoramiczny widok na jezioro Brienz, które cały czas znajduje się po prawej strony szlaku. Wygląda to jak fiordy w Nowej Zelandii, a nawet lepiej, bo w mojej Nowej Zelandii ciągle padało, a tu pogodę mam idealną. Wszędzie w Internetach było napisane, że przejście szlaku zajmie 6 godzin. Patrząc na mijających mnie Szwajcarów (często w wieku 70+) praktycznie biegnących pod górę, myślę, że nawet mniej. Ale ja nie chcę biec, chcę się zatrzymywać, robić zdjęcia, chłonąć te widoki, przeciągać chwile w nieskończoność. Jak bardzo brakowało mi czystego powietrza, przestrzeni i bycia sama na sam z przyrodą…
Augstmatthorn jest jednym z najbardziej spektakularnych szczytów wzdłuż Grzbietu Hardergrat. Słynie nie tylko ze wspaniałych widoków, ale także z kolonii kozic górskich, dla których to miejsce jest domem.
Szczegóły techniczne trecku na Augstmatthorn
Dystans trasy: Dystans trasy z Harder Kulm do Augstmatthorn, a następnie do Habkern wynosi 16 kilometrów. Z Habkern większość osób łapie autobus i wraca do miejsca startu.
Czas trwania wędrówki: Całkowity czas wędrówki od Harder Kulm do Augstmatthorn, a następnie do Habkern szacuje się na 5-6 godzin. Taką informację znajdziecie na oficjalnych szwajcarskich stronach i wszelkich blogach, ale czas żeby ktoś w końcu powiedział Wam prawdę. Doświadczenie nauczyło mnie, aby nie sugerować się szwajcarskim wyliczeniami długości trasy z prostego powodu. Szwajcarzy po górach nie chodzą, tylko biegną i są jak nigdy nie męczące się roboty z innej planety. To że oni pokonują tę trasę w zabójczym tempie (dla nich to oczywiście ledwie spacerek), to nie znaczy, że przeciętny turysta też jest w stanie. Jeszcze chyba nigdy nie zdążyło mi się zrobić trasy w podanym czasie. A jestem całkiem w formie ;) Inna kwestia jest taka, że to jest czas podany dla ciągłego poruszania się, a w rzeczywistości człowiek robi przerwy na jedzenie, na podziwianie widoków i na robienie zdjęć (w Szwajcarii: setek zdjęć :)). Mnie ta trasa zajęła ok. 10 godzin (z licznymi postojami, sesjami zdjęciowymi i dronowaniem).
Trudność wędrówki: Podczas tej trasy przeplatają się ze sobą szlaki biały i czerwony. Fakt jest taki, że pokonanie całej trasy wymaga dobrej kondycji fizycznej i wytrzymałości. Jest wiele stromych odcinków, a szlak wije się zygzakiem po zboczach. Suma podejść wynosi 1100m.
Jak dotrzeć do Augstmatthorn Trailhead (Harder Kulum)
Szlak zaczyna się w Harder Kulm – popularnym punkcie widokowym i restauracji w regionie Interlaken. Istnieją dwa sposoby, aby do niego dotrzeć. Najszybszym i jednocześnie najłatwiejszym jest wjechać kolejką linową. Harmonogram kolejki znajdziecie TUTAJ. Natomiast kursuje ona dopiero od godz. 9:10 (co 30 minut), co z miejsca wyklucza złapanie wschodu słońca w górach (a warto!).
I tu pojawia się druga opcja, ze wstaniem o świcie w pakiecie, czyli zrobienie odcinka od Interlaken do Harder pieszo. Ja tak zrobiłam, zaczynając o 4 rano. Nie będę przed Wami ukrywać, że stanowi to duże wyzwanie, bo w połączeniu z 16-kilometrową wędrówką Augstmatthorn, ten dzień będzie bardzo długi i męczący. W Interlaken wejście na szlak jest bardzo dobrze oznaczone i zaczyna się w miejscu kolejki linowej. Od tego miejsca musicie podążać czerwono-białym szlakiem do Harder Kulm. Przygotujcie się na niesamowicie stromy początek (750 m nachylenia) i 4-kilometrowe podejście. Jedno jest pewne: po tym wstępnie odechce Wam się spać na dobre.
Niestety, gdy dotrzecie do Harder Kulm nie liczcie na śniadanie ani kawę, bo restauracja i tak otwierana jest dopiero o 9 rano. Będzie za to mogli w ciszy popodziwiać budzący się w górach dzień. Dalszy szlak na Augstmatthorn oznaczony jest żółtymi znakami, a później czerwonymi i białymi. Jak to zwykle w Szwajcarii, wszystko jest jasno i czytelnie oznaczone, więc na pewno będziecie wiedzieli w która stronę podążać.
Uwielbiasz podróże?
Chcesz zacząć zarabiać na swojej pasji do podróżowania i przekuć ją w życie i pracę marzeń?
Biblia Blogera i twórcy online to największe kompendium wiedzy na polskim rynku, które konkretnie i bez owijania w bawełnę pokaże Ci, jak krok po kroku sprawić, abyś podróżował po całym świecie i żeby jeszcze Ci za to płacili. Znajdziesz w niej moje sześcioletnie know-how i wszystkie strategie, dzięki którym zbudowałam markę Travel and Keep Fit i stworzyłam wokół podróży milionowy biznes.
Moje doświadczenia treckingu z Harder Kulum do Augstmatthorn
Szlak rozpoczęłam już po wschodzie słońca. Pierwsze 5-6 kilometrów poprowadziło mnie stałym nachyleniem przez las, gdzie tylko gdzieniegdzie prześwitywała Wielka Trójka, „Big Three”, tego regionu, czyli Eiger, Monch i Jungfrau. Ponieważ było to już ładne kilka godzin wchodzenia, zaczęłam powoli się niecierpliwić w oczekiwaniu na te spektakularne widoki dla których nie przespałam nocy. Chyba nigdy wcześniej tak bardzo nie mogłam się doczekać tego, co miało się kryć za każdym kolejnym kilometrem.
I w końcu się doczekałam, bo po wyjściu z lasu zaczął się właściwy szlak. I zaczął się z fajerwerkami, bo praktycznie od razu po mojej prawej stronie wyłoniło się krystalicznie czyste, lazurowe jezioro Brienz. Powiem Wam jedno, dawno nie widziałam takiego niesamowitego kontrastu pomiędzy niebieską wodą, zielonymi wzgórzami, które ją otaczały i ośnieżonymi szczytami w tle. Jednak letnie wędrówki po Szwajcarii mają w sobie niezwykłą magię, kolory są nasycone, wszystko jest takie świeże, a powietrze pachnie przygodą i wolnością. Aparat poszedł w ruch, choć przyznam Wam, że po chwili go odłożyłam, żeby móc nacieszyć się tą chwilą. Natura znowu pokazała mi, że warto się dla niej poświęcać, nie wysypiać i trenować, chociażby po to, żeby móc na własnych nogach docierać do takich miejsc.
Z tego miejsca grzbiet wygląda jak bardzo cienka linia narysowana ostrym ołówkiem, ale kiedy już się do niego dojdzie, to okazuje się, że jest znacznie szerszy, niż opisują go w przewodnikach. Nie ma tu niebezpiecznych spadków, nie jest stromy. Niemniej jednak nie poleciłbym tej wędrówki w deszczu lub przy silnych wiatrach.
Widok z obu stron szlaku, Hardergrat na zachodzie i Brienzergrat na północnym wschodzie, naprawdę zapiera dech w piersiach. Grzbiet wcale nie jest linią prostą, jak można by się spodziewać, ale raczej ciągiem szczytów połączonych ze sobą chropowatą ścianą, która dość zdecydowanie oddziela Brienzersee od doliny Lombach.
Po dojściu do najbardziej wyczekanego szczytu Suggiture (2084 m) i podziwianiu widoku na jedno z turkusowych jezior po obu stronach Interlaken – Brienzersee i Thunersee (jezioro Thun) na zachodzie poczułam niewiarygodną wdzięczność, że mi się udało i że mogłam doświadczyć tego szwajcarskiego piękna. Z tego miejsca schodziło mi się już lekko, choć na ostatnim odcinku zerwała się naprawdę intensywna wichura, która spowodowała, że prawie biegłam. Po około 3 kilometrach dotarłam do drogi w Lombochalp, gdzie znajduje się parking i mała knajpka. Upewnijcie się, o której odchodzi stąd ostatni autobus, inaczej będziecie musieli wracać kawał drogi na piechotę. Ja na niego nie zdążyłam, ale udało mi się zagadać właścicieli restauracji, by pomogli mi zorganizować prywatny transport. Po 30 minutach przyjechał po nas busik i na ten przejazd z powrotem do Interlaken załapało się też kilku innych przemoczonych turystów. Przez chwilę byłam zatem bohaterem dnia :)
Jeśli nie czujecie się na siłach, by robić całą trasę, to możecie podejść do tego szlaku od drugiej strony, czyli zaparkować w Lombochalp i wejść zaledwie 3 kilometry na szczyt, a następnie wrócić. Wiele osób robi tak, tylko by obejrzeć zachód słońca i dla zdjęć, rezygnując z całodziennej 16-kilometrowej wędrówki.
Mam nadzieję, że udało mi się zachwycić Was tym miejscem, bo ja zdecydowanie uważam go za jeden z najbardziej spektakularnych krajobrazowo w Szwajcarii.
Ten post ma 2 komentarzy
cześć, napisałaś o dronowaniu, czy w takim razie potrzebne było Ci pozwolenie ? czy latałaś bez tego papierka? Wybieram się w najbliższym czasie w miejsce. dzięki
Cześć Piotrze, nie musisz mieć pozwolenia na dronowanie w Szwajcarii (poza miastami i skupiskami ludzi). Udanej podróży! :)