Najlepszy dzień w Meksyku – szalony rajd po Río Secreto

W swoich podróżach coraz częściej szukam doświadczeń, które potem długo pamiętam i które wywołują we mnie emocje zachwytu lub poruszają do głębi. Wolę pojechać gdzieś na krócej, ale żeby taki wyjazd był naszpikowany wyzwaniami, odkryciami i czasami adrenaliną. W końcu nie bez powodu powstało Travel and Keep Fit :)

Przyznam się Wam, że coraz mniej zachwycają mnie miasta i wytwory człowieka, a w podróżach coraz bardziej przyciąga mnie przyroda, ta dzika, mało zagospodarowana przez człowieka, fascynująca i nieprzewidywalna.

Każdą kolejną podróż projektuję właśnie pod nią, by mieć szansę znów się czegoś od niej nauczyć, nabrać pokory, ale też przypomnieć sobie, że nasz świat jest po prostu piękny.

Podróż do Meksyku też miała taka być. Gdy zaczęłam spisywać wszystkie swoje wymarzone miejsca, które chce odwiedzić, okazało się, że 90% jest związanych z naturą. Zaśmiałam się wtedy w głos, bo to zupełnie nie pasuje do dziecka urodzonego w mieście :)

Meksyk wprost kipi od niewiarygodnej przyrody i co wspaniałe, jest ogromnie zróżnicowany od gór po jeziora i ocean – ma absolutnie wszystko czego dusza zapragnie. Tym razem skoncentrowałam się na Jukatanie. Półwysep ten słynie z podziemnych jaskiń, które można eksplorować na różne sposoby, choć najbardziej popularne jest nurkowanie i snorkelowanie z rurką (o najlepszych cenotch – jaskiniach, które według mnie warto odwiedzić na Jukatanie napiszę Wam w kolejnym wpisie).

Jednak spragniona przygody i nowych wyznawań chciałam czegoś więcej niż klasycznego unoszenia się na wodzie wśród tłumu turystów. Przed wyjazdem do Meksyku przeszperałam Internet w poszukiwaniu czegoś niezwykłego i niecodziennego i tak oto trafiłam na Río Secreto. To był mój najlepszy dzień w Meksyku i właśnie jedno z tych przeżyć, które pamięta się latami, więc koniecznie muszę się nim z Wami podzielić i podać to dalej :)

Iguana, która naprowadziła człowieka

 Just when I believed I had seen everything, this was when I discovered that I still didn’t know anything at all. Until that moment I had missed the supreme experience. Everything I had ever learned in my life finally made sense just by witnessing the marvelous world that lay before me…

To były słowa jednego z pierwszych odkrywców Río Secreto, gdy zobaczył podziemną rzekę. System podziemnych jaskiń, jezior i rzeki został ponownie odkryty zaledwie kilka lat temu przez miejscowego farmera, który ścigając iguanę pomiędzy skałami, natknął się na podziemną rzekę o niezwykłym pięknie.  Od tamtego czasu trwają żmudne badania, dzięki którym udało się dotrzeć metr po metrze do części jaskiń. Podziemne sieci rzeczne rozciągają się pomiędzy Felipe Carrillo Puerto i Playa del Carmen, na wschodnim wybrzeżu Półwyspu Jukatan. Większość z nich jest całkowicie zalana i dostępna tylko dla nurków jaskiniowych. Najdłuższe sieci to Ox Bel Ha („Trzy wodne ścieżki”), Sac Actun („Biała jaskinia”) i Dos Ojos („Dwoje oczu”). Ostatnio odkryto połączenie między dwiema ostatnimi sieciami, czyniąc z nich drugą najdłuższą jaskinię na świecie.

Jednak jest to dopiero fragment tego podziemnego świata. Zakłada się, że system podziemnych jaskiń Río Secreto rozciąga się na powierzchni 30 km, tworząc niekończące się korytarze, jamy, podwodne źródła i być może całą masę nieznanych człowiekowi formacji. Jest to zatem miejsce wciąż dziewicze, nieprzystępne, tajemnicze i pozostawiające wiele pytań bez odpowiedzi.  Natomiast współczesne odkrycie nie jest bynajmniej pierwszym śladem ludzkiej ingerencji. W różnych częściach jaskiń archeolodzy znajdują ślady obecności cywilizacji Majów, od pozostałości zabudowy np. ścianki działowe wyglądające jak fragmenty pokojów, przez naczynia aż po ludzkie szczątki.

Musiał istnieć jakiś powód, dla którego Majowie wierzyli, że jaskinie były bramą do świata bogów. Naukowcy nieustanie odkrywają mnóstwo dowodów na to, że Majowie odbywali ceremonie i rytuały w różnych miejscach Río Secreto, co potwierdza, że było to dla nich miejsce święte. Pokonując kolejne kilometry skalnych, ciemny korytarzy, nietrudno było oprzeć się wrażeniu, że to miejsce istnieje na skraju rzeczywistości i człowiek zaraz rozpłynie się w mroku, jakby nigdy nie istniał.

Jak w grze Jumanji 

Obecnie istnieje kilka sposobów, aby zobaczyć Río Secreto, od krótkich wycieczek po wielogodzinne zagłębianie się w czeluściach jaskiń. Nie zdziwi Was zapewne, że kiedy tylko odkryłam to miejsce, to oczywiście chciałam je jak najlepiej poznać i wybrałam opcję najaktywniejszą: Río Secreto Wild Tour. Jest to połączenie jazdy na rowerze po jaskiniach, z kilkukilometrową pieszą przeprawą po nich, a na zakończenie pływanie i nurkowanie w podziemnym jeziorze. Słowem prawdziwy pakiet dla aktywnych, ale według mnie dający też najwięcej ciekawych możliwości eksploracji Río Secreto.

My do Rio Secreto dojechaliśmy prosto z Playa del Carman i w drodze do Tulum. Na miejscu byliśmy prze 8.00 rano, bo równo o 8.00 miała ruszyć wycieczka. Okazało się, że w naszej grupie były  tylko 4 osoby i przewodnik. Wszyscy ekstremalnie wysportowani, co jak się później okazało było niezbędne w tej wyprawie. Zostawiliśmy motocykl na parkingu należącym do parku i dalej ruszyliśmy jeepem w głąb dżungli. Naszym pierwszym i ostatnim cywilizowanym przystankiem była stacja w gęstym tropikalnym lesie. Tam zaserwowano nam śniadanie, rozdzielono prowiant na później, dostaliśmy sprzęt (plecaki, maski do nurkowania, gumowe obuwie, pianki, kaski ochronne, latarkę, czyli zestaw: przetrwaj w jaskini) i dobraliśmy sobie rowery.

Żeby dojechać do jaskiń, musieliśmy najpierw pokonać około 3 kilometry szalonej, wyboistej drogi po dżungli. Było trochę podjazdów i dużo, szybkich zjazdów w dół po korzeniach, więc ze trzy razy myślałam, że wylecę z tym rowerem w powietrze, ale ubaw był niezły. Poziom mojej grupy był wysoki, czytaj wszyscy gnali do przodu bez oglądania się za siebie, więc ten dystans pokonaliśmy w 10 minut.

Nie spodziewałam się natomiast, że ogromny odcinek tej drogi będziemy odbywać już wewnątrz jaskiń i to było absolutnie niezwykłe, bo jechaliśmy w całkowitej ciemności, za źródło światła mając jedyne czołówki na kaskach. Jazda na rowerze wewnątrz jaskiń była naprawdę bezcennym przeżyciem. Tak jakby ktoś nas przeniósł do gry Jumanji, do której tak naprawdę nie pasowaliśmy. Wszędzie skały, zwisające gęsto splątane korzenie drzew, gdzieniegdzie prześwitujące promienie słońca, dziwne odgłosy w tle – niewiarygodny świat. Po trzech kilometrach, kiedy już dalej nie dało się jechać, zostawiliśmy rowery w jaskini i ruszyliśmy w głąb pieszo.

Podziemny świat 

Wbrew pozorom podziemny świat jaskiń to nie jest opustoszałe miejsce. Byłam zaskoczona i zachwycona tym, jak wiele gatunków żyje tu i funkcjonuje pomimo trudnych warunków, mając się naprawdę dobrze. W trakcie pokonywania kolejnych kilometrów podziemnych korytarzy bezustannie natykaliśmy się na nowe odkrycia.

Río Secreto współistnieją ze sobą żywe organizmy i formacje skalne – stalaktyty, stalagmity i heliktyty. W każdym zakątku plątały się potężne korzenie dżungli znajdującej się nad naszymi głowami. Jaskinie porastają takie drzewa jak: Chaca (Bursera simaruba), Majański orzech (Brosimum alicastrum) i święte drzewo Majów – Kapok (Ceiba pentandra). Ich korzenie jak wyciągnięte ręce sięgają w dół, wpijając się w ziemię jeszcze głębiej, niż nasz wzrok mógł sięgnąć.

Ale to nie wszystko. Można się tu natknąć na bezkręgowce, owady, piękne ptaki Motmot z turkusowymi piórami, a nawet na króla tej dżungli – jaguara. My natknęliśmy się tylko na jego ślady, ale już kilkanaście metrów dalej prawie nadepnęłam na ogromną tarantulę czuwającą na jednym z kamieni.

Świat podziemnych jaskiń zdaje się być w ciągłym ruchu, gdzieś za plecami słyszałam szmer, nad moją głową coś przeleciało, ciągle czułam się obserwowana, ale ani razu nie miałam poczucia zagrożenia.

Medytacja w niebycie 

Im dalej szliśmy, tym stawało się wilgotniej , powietrze było ciężkie i lepkie, tak że każdy z nas marzył o tym, żeby w końcu zanurzyć się w podziemnym jeziorze. Po kilku kilometrach doszliśmy do kolejnej bazy, gdzie w prowizorycznym obozie mogliśmy się przebrać w pianki, zostawić plecaki i krok za krokiem zacząć brnąć w stronę jeziora. Jeśli wcześniej myślałam, że mam ochotę się ochłodzić, to ta myśl momentalnie wyparował mi z głowy, gdy tylko zanurzyłam się w wodzie. Pomimo pianki woda była naprawdę zimna. Oświetlaliśmy sobie drogę jedynie czołówkami i latarkami i pokonywaliśmy mozolnie każdy metr czasami po pas w wodzie, czasami nie mając dna i unosząc się na powierzchni.

Nie mam dużego doświadczenia, jeśli chodzi o jaskinie, ale to miejsce przeszło moje wszelkie wyobrażenia. Czułam jakbyśmy dotarli do jakiegoś ukrytego skarbu, na który trzeba sobie zasłużyć kilkugodzinnym marszem. Podwodna rzeka ciągnęła się kilometrami, wijąc się wśród wapiennych formacji. Woda była tak krystalicznie czysta, że widać było dno znajdujące się kilka metrów poniżej nas. Wszędzie panowała kompletna cisza i ciemność, tylko od czasu do czasu słychać było pomruki buzującej w skałach wody.

Przed zimnem chroniły nas pianki, a przed zgubieniem się latarki, ale gdyby nie to, to jako ludzie bylibyśmy tu bezradni. W pewnym momencie nasz przewodnik poprosił, abyśmy się zatrzymali i powyłączali latarki. Znajdowaliśmy się wtedy na środku podwodnej rzeki 25 metrów pod ziemią. Przez dwie minuty siedzieliśmy w całkowitej ciemności i ciszy. Nawet dotykając dłonią nosa nie byłam w stanie dostrzec zarysów swoich palców. Chyba nigdy nie doświadczyłam takiej ciemności.

Świadomość tego, że znajduję się tak głęboko pod ziemią zależna od łaski i nie łaski przyrody była z jednej strony poruszająca, a z drugiej – dziwnie uwalniająca. To było prawdziwe połączenie z tym niezwykłym miejscem, medytacja w stanie niebytu, gdzie wszystkie zmysły są wyłączone. Absolutnie niesamowite uczucie i dla niego warto było przemierzać podziemne jaskinie przez kilka godzin.   

Río Secreto praktycznie 

Cały trip zajął nam 8 godzin dość szybkiego tempa poruszania się, więc na Wild Tour musicie sobie zarezerwować cały dzień. Wild Tour jest zdecydowanie najbardziej wyzwaniową opcją i wymagającą najlepszej formy. Weźcie pod uwagę, że nie tylko trzeba dotrzeć do jaskiń (a stamtąd raczej nie ma opcja zawrotki w połowie), ale też trzeba tą samą drogą wrócić. Przewodnik wspominał nam, że wiele osób nie ma siły na ponowne pokonanie ostatniego odcinka rowerem i trzeba je zabierać wózkiem golfowym. Natomiast nie przesadzałabym, że trzeba być zawodowym sportowcem, żeby dać radę. Są też inne, mniej obciążające opcje, takie które na spokojnie można również zrobić z dziećmi (znajdziecie je TUTAJ).

Jeśli chodzi o Wild Tour, to są trzy opcje cenowe. W zależności od tego, czy na miejsce dojedziecie sami, czy potrzebujecie transportu z Cancun do Rivera Maya:

Samodzielny dojazd do parku: Dorośli 119.00 USD

Transport z Riviera Maya: Dorośli $149.00 USD

Transport z Cancún: Dorośli $149.00 USD

Wycieczki ruszają codziennie o 8.00 rano, a cena zawiera wejście na teren parku, opiekę przewodnika, prywatnego fotografa, który robi zdjęcia (są dodatkowo płatne) – do jaskiń nie można zabierać aparatów ani kamer, wypożyczony rower i sprzęt: kask, latarkę, piankę, kamizelkę ratunkową, a także śniadanie, lunch i obiad.

 Jeśli moje wpisy i rekomendacje inspirują Was i pomagają planować wymarzone podróże, będzie mi ogromnie miło, jeśli postawicie mi kawę, która da mi jeszcze więcej energii do działania i dalszego tworzenia. Nad każdym wpisem spędzam wiele dni, tak by był on jak najbardziej pomocny. Kawa zawsze się przyda! :)

Postaw mi kawę na buycoffee.to