Kajaki w Nowej Zelandii– najgorszy koszmar!

Nowa Zelandia znana jest jako kraj przygód. Mówi się, że w tym kraju można spróbować każdej aktywności i sportu ekstremalnego jaki tylko człowiek sobie wymyśli.

Nie jestem wielką fanka sportów ekstremalnych, ale lubię żyć aktywnie i stawiać sobie nowe sportowe wyzwania.

Dlatego też, gdy tylko nadarzyła się okazja, postanowiłam spróbować swoich sił w popularnym w NZ morskim kajakingu.

Jest parę miejsc w którym można popływać kajakami, ja wybrałam jedno z najbardziej zachwalanych czyli Zatokę Nelson na Południowej Wyspie. Głównie dlatego, że miejsce miało słynąć z pięknej przyrody i spektakularnych widoków.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jeśli chcecie wynająć kajak, można to zrobić w paru opcjach np. wynajem na 1 godzinę, na pół lub cały dzień. Można także wynająć przewodnika, który będzie płynął obok Waszego kajaka i pomagał nie wiem w czym (może sypie żartami i sprawia, że czas szybciej płynie?). W każdym razie, ja uznałam, że taka pomoc jest kompletnie niepotrzebna, zwłaszcza, że w kajakowaniu chodzi głównie o wiosłowanie do przodu lub do tyłu, co nie wydawało się bardzo trudne i wymagające nadzoru.

Z moim narzeczonym zdecydowaliśmy się wynająć podwójny kajak na pół dnia.

W biurze wynajmu powiedziano nam, że mamy zgłosić się o 9 rano, żeby wsiąść udział w krótkim szkoleniu (okazało się, że wcale nie było krótkie i trwało prawie 1,5 godziny) na temat pływania kajakiem po otwartej wodzie.

Po jakże szczegółowym szkoleniu byliśmy gotowi wypłynąć (a raczej tak nam się wydawało). Pogoda była idealna. Świeciło słońce, a woda była spokojna (z lądu tak to wyglądało). Kajakowanie pomiędzy wyspami miało być najlepszą atrakcją. Na jednej z nich znajdowała się kolonia fok do których można było bardzo blisko podpłynąć. Brzmi świetnie, prawda?OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Zaczęliśmy zatem wiosłować pełni nadziei i pozytywnego nastawienia. Po jakiś 10 minutach praktycznie nie ruszyliśmy się z miejsca, byliśmy już całkowicie mokrzy (woda wlewała się bez przerwy do kajaka) i zmarznięci (pomimo tego, że w NZ było wtedy lato, wiatr i woda były lodowate). Nie wspominając już o świadomości, że ta przyjemność będzie trwała przez następne 4 godziny. Zupełnie na serio zaczęliśmy rozważać powrót, a z drugiej strony próbowaliśmy sobie wmówić, że na pewno zaraz będzie lepiej. Więc wiosłowaliśmy dalej. Po około godzinie walki mieliśmy uczucie, że wciąż stoimy w miejscu. Tylko fale było coraz większe i większe i bez końca zalewały mi twarz (siedziałam z przodu). Wyspa z fokami była jak fatamorgana, tak daleka, że nie wyobrażaliśmy sobie że kiedykolwiek do niej dopłyniemy. Woda wcale nie była krystaliczna i niebieska jak na zdjęciach, tylko ciemna i zmącona.

Przysięgam, że miałam w głowie same czarne scenariusze. Zwłaszcza, że mój narzeczony non stop wykrzykiwał z tylnego siedzenia, że za wolno wiosłuję. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że próbowałam przeżyć gdzieś pomiędzy kolejnymi zimnymi falami, które uderzały we mnie z każdej strony.

Oczywiście nie dotarliśmy do żadnej wyspy fok. Fale były zbyt duże. Po około 8 kilometrach i 4 godzinach szalonego wiosłowania, dotarliśmy na plażę, gdzie można było zwrócić kajak. To nawet nie był końcowy punkt (zdecydowaliśmy nie wiosłować dalej, bo nie było to już zabawne). Jak się potem zorientowaliśmy, musieliśmy jeszcze zapłacić za oddane kajaka „za wcześnie”.

Wiecie co było najśmieszniejsze? Przez ostatni pół kilometra, woda była krystaliczna i błękitna, taka jaka miała być przez cały czas i jak pokazują ją w katalogach reklamowych. Przynajmniej przez 10 minut mieliśmy swoją idyllę i parę dobrych zdjęć.

Wygląda dobrze? I wyglądało, przez jakieś 10 minut…
Wygląda dobrze? I wyglądało, przez jakieś 10 minut…

Byliśmy tak zawiedzeni, mokrzy i zmęczeni, że stwierdziliśmy, że wrócimy do bazy wodną taksówką. Aby nie było zbyt idealnie, powiedziano nam, że wszystkie miejsca są zajęte, bo trzeba je rezerwować wcześniej (o czym nikt z wypożyczali nie raczył wspomnieć). Zostaliśmy więc zupełnie sami na małej plaży na której nie było zasięgu. Jedyną możliwością powrotu był 4 godzinny trekking przez Abel Tasman National Park.OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Zrobiliśmy go (a cóż innego mieliśmy począć?), ale możecie sobie wyobrazić jak bardzo byliśmy wkurzeni.

To byłyby przyjemny trekking, gdyby nie fakt, że byliśmy mokrzy i zmarznięci przez parę godzin…
To byłyby przyjemny trekking, gdyby nie fakt, że byliśmy mokrzy i zmarznięci przez parę godzin…

Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam sporty wodne i wszelkiego rodzaju aktywności na świeżym powietrzu. Sadzę też, że jestem w dobrej formie i mam dużo siły, ale tym razem to wykraczało poza jakąkolwiek przyjemność. Dodatkowo widoki nie były takie jak wszędzie pokazywano, a trzeba było zapłacić za to po 400zł za osobę. W takiej sytuacji człowiek czuje się oszukany.

To moje ulubione zdjęcie z katalogu. Naprawdę wierzyłam, ze to mogę być ja :/
To moje ulubione zdjęcie z katalogu. Naprawdę wierzyłam, ze to mogę być ja :/

Nie polecam Wam tego rodzaju wycieczki, chyba że lubcie walczyć jak szaleni z lodowatą wodą i mieć potem zakwasy ramion przez 2 dni.

Próbowaliście kiedyś morskiego kajakingu? Jakie są Wasze doświadczenia? Mam nadzieję, że lepsze od moich :)

 Jeśli moje wpisy i rekomendacje inspirują Was i pomagają planować wymarzone podróże, będzie mi ogromnie miło, jeśli postawicie mi kawę, która da mi jeszcze więcej energii do działania i dalszego tworzenia. Nad każdym wpisem spędzam wiele dni, tak by był on jak najbardziej pomocny. Kawa zawsze się przyda! :)

Postaw mi kawę na buycoffee.to