Jesienny spacer po Paryżu

Za oknem szaruga i aura mokrej jesieni przyszła do Polski trochę za szybko… Ale nie trzeba jechać daleko, żeby nacieszyć się delikatnymi promieniami słońca, długimi spacerami i rozgrzewającą filiżanką kawy.

Paryż jesienią!

Czy może być bardziej klimatyczne miasto i lepszy pomysł na weekendowy wypad?

Dla mnie nie i dziś zabieram Was na długi spacer ulicami słonecznego Paryża. Stronę praktyczną zorganizowania takiego wypadu już znacie (a jeśli nie – kliknijcie tutaj), więc nie zostaje nic innego, jak pocieszyć się tymi jesiennymi widokami.

Paryż staram się odwiedzać regularnie. Najbardziej lubię go jesienią i właśnie o tej porze roku robię sobie kilkudniowe wypady. Mam w tym mieście serdecznych przyjaciół, których poznałam jeszcze na studniach w Korei Południowej (więcej o tym, jak one wyglądały znajdziecie tutaj) i od tamtej pory dbamy o naszą relację, jesteśmy w stałym kontakcie i odwiedzamy się, kiedy tylko to możliwe. Wspaniale jest jechać do jakiegoś miasta ze świadomością, że mieszka tam bliska osoba, z którą można się zobaczyć.

Tym razem wybrałam się do Paryża w październiku na 3 dni, więc nie miałam chwili do stracenia. Wstawałam wcześnie rano i zaczynałam dzień od obowiązkowego francuskiego śniadania, czyli bagietki, croissantów z dżemem i aromatycznej kawy. Nigdzie te buły tak nie smakują jak we Francji, więc darujcie sobie restrykcyjne diety podczas pobytu, bo aż szkoda stracić taki pyszny początek dnia :)

Pogoda od samego początku zapowiadała się rewelacyjnie – pełne słońce, 17-20 stopni, a wszędzie kolorowe liście na drzewach. Po prostu wymarzony czas na zwiedzanie piechotą. Polecam Wam oglądać Paryż na własnych nogach. Mimo że miasto jest ogromne i ma wiele do zaoferowania, nie ma lepszego sposobu na poznawanie jego zakątków. Jeśli zastanawiacie się jak ułożyć taki wypad, żeby zdążyć zobaczyć jak najwięcej, ale przy tym mieć czas na poczucie wyjątkowej atmosfery Paryża to dzielę się z Wami moim doświadczeniem w EBOOKU – PARYŻ W 3 DNI Z ALEX. Opisałam w nim dokładną trasę na każdy dzień i uzupełniłam mapkami, tak abyście nie musieli planować co, gdzie i jak. O tyle mniej roboty, a czas zaoszczędzony na planowaniu będziecie mogli wykorzystać na kolejną filiżankę kawy z widokiem na Wieżę Eiffla.

A dziś chciałabym po prostu przekazać Wam trochę klimatu, energii i przy porannej kawie przenieść na malownicze ulice Paryża.

Francuskie śniadania

No to ruszamy!

Podczas ostatniego wypadu mieszkałam 10 minut piechotą od Wieży Eiffla, więc zaraz po śniadaniu postanowiłam zacząć od klasycznego przywitania się z nią, spacerując po Placu Trocadero z którego roztacza się najlepszy widok na wieżę, otaczające ją ogrody i fontanny.

Następnie swoje kroki skierowałam w stronę Sekwany. Jeśli nie lubicie długich spacerów, to jest dla nich alternatywa. Z portu nad rzeką co godzinę wypływają statki turystyczne tzw. bateaux mouches. Rejsy trwają godzinę i można dzięki nim obejrzeć Paryż w ekspresowym tempie, ale też z ciekawej perspektywy rzeki mijając m.in. Plac Inwalidów, Zgromadzenie Narodowe, Luwr, Muzeum Orsay, Katedrę Notre-Dame. Statki przepływają też pod Mostem Aleksandra III, Pont Neuf oraz kilkunastoma mniej znanymi, lecz również bardzo malowniczymi mostami. Przy okazji można obejrzeć piękne nadbrzeże Sekwany, które zresztą zostało wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Nadbrzeże Sekwany

Ja uwielbiam spacerować po Paryżu, więc tym razem postanowiłam zrobić podobną trasę na własnych nogach. Idąc wzdłuż Sekwany, w której odbijają się jesienne drzewa, można podziwiać chyba najbardziej nostalgiczne widoki w mieście.

Minęłam Plac Inwalidów, ciesząc oko pięknymi paryskimi kamienicami. Większość z nich ma ukwiecone balkony, co dodaje im tylko uroku. Nie odmówiłabym takiego mieszkania z widokiem na Paryż!

Kto by nie chciał takiego mieszkania z widokiem?

Po drodze mijałam dziesiątki kawiarenek i cukierni z których zapach świeżo wypiekanego pieczywa dosłownie omiatał ulicę. Trudno nie zgłodnieć i nie skusić się na kawę z prawdziwą francuską tartą albo pain au chocolat (rodzaj bułeczki wypełnionej czekoladą).

Uliczna kawiarenka
Komu coś słodkiego?
A może tartę?
Jeszcze za mało?

Co ja Wam będę mówić – Paryż to chyba najgorsze miejsce na dietę na świecie! (zaraz po Włoszech). Na każdym kroku coś tu kusi zapachem, wyglądem. Zresztą jak to mówią moi przyjaciele Francuzi – jedzenie jest najważniejsze i zawsze musi się znaleźć dla niego czas i miejsce. Dodam, że są szczupli, a jedzą na potęgę :) Nie ma sprawiedliwości.

Kolejnym przystankiem były moje ulubione Ogrody Luksemburskie, które zajmuję teren 23 hektarów! Lubię je dlatego, że od miejskiego zgiełku odpoczywają tu Paryżanie i miło jest być częścią ich świata.

Odpoczywający Paryżanie…
…a ja im dzielnie pomagam! ;)

W centralnym punkcie ogrodów znajduje się basen Grand Bassin, wokół którego poustawiane są krzesełka dla spacerowiczów. Rewelacyjne miejsce, żeby poczytać książkę i powygrzewać się na słońcu. Dzień był idealny, wiec szkoda byłoby z tego nie skorzystać. Dodatkowo tylko spójrzcie na te kolory! Coś pięknego!

Jesienne Ogrody Luksemburskie

Na obiad zatrzymałam się w małej restauracyjce, która miała stoliki wystawione wprost na ulicy. Kucharz zaserwował domowe ravioli i kurczaka w winie. Na deser obowiązkowo crème brûlée .

Przepyszne francuskie dania…
… i jeszcze lepsze desery – crème brûlée

Kiedy wracałam w stronę hotelu, było już późne popołudnie. Francuzi wracali z pracy, tłocząc przy wejściach do metra. Zboczyłam więc w boczne uliczki nieśpiesznie kieruję się w stronę Panteonu.

Stylowy Paryżanin
Klimatyczne uliczki

Uliczne kwiaciarnie
I jeszcze więcej stylowych Paryżan ;)

Na zakończenie dnia pożegnała mnie jeszcze oświetlona Wieża Eiffla, rozświetlając okolicę swoim blaskiem.

Zmierzch nad Sekwaną

Następnego dnia ruszyłam w stronę wyspy Île de la Cité i słynnej Katedry Notre Dame. Na dziedzińcu przed katedrą – który od 2006 roku nosi nazwę placu Jana Pawła II – zawsze stoi kolejka oczekujących na wejście. Katedra w której mieszkał bohater powieści Wiktora Hugo – dzwonnik z Notre Dame słynie z największych organów we Francji. Ich widok jest naprawdę imponujący.

Katedra Notre Dame

Monumentalne wnętrze katedry

Po wyjściu skierowałam się w stronę najstarszego mostu Paryża – Pont Neuf.

W okolicy pełno jest budek z pamiątkami i pocztówkami z Paryżem w tle. Jeśli zbieracie magnesy na lodówkę, to taki z bagietką i winem powinien być idealną pamiątką z Paryża :)

Może by tak magnes z bagietką? :)

Następnie udałam się w stronę Luwru, zatrzymując się po drodze na szybką kawę w kolejnej uroczej, ulicznej kawiarence. Mogłabym  przyzwyczaić się do takich codziennych rytuałów. Kawa w takich miejscach smakuje jakby lepiej. Też tak macie?

Przerw na kawę nigdy za wiele

Spacerując dalej po Champs-Élysées, zachwycałam się jesiennymi drzewami, robiąc im setki zdjęć, które potem będą mogła przeglądać, gdy jesień zamieni się w szarą pluchę.

Aleja Pól Elizejskich

Obowiązkowo zboczyłam do słynnego Ladurée – sklepu z makaronikami i kupiłam kilka na spróbowanie. Wybrałam najdziwniejsze smaki np. różany. Były przepyszne i rozpływały się w ustach, choć zasłodziłam się już po jednym.

Sławne makaroniki Ladurée

Po krótkim odpoczynku ruszyłam pod Łuk Triumfalny. Starałam się  na jego murach odnaleźć nazwy polskich miast i dowódców, co wcale nie jest takie proste.

Na zakończenie dnia dosiadłam się do tłumu Francuzów w jednej z restauracji, sącząc wino z widokiem na rozświetlone miasto. To mi się nigdy nie znudzi :) Po godzinie dołączyła do mnie Francis – moja kochana bratnia dusza, którą poznałam na studiach w Seulu i od tamtego czasu bardzo się przyjaźnimy. Jeśli ktoś pyta mnie, czy warto studiować i wyjeżdżać za granicę to zawsze odpowiadam, że tak – właśnie dla takich cudownych międzykulturowych przyjaźni, które mogę się zdarzyć podczas wyjazdów. Więź jaką tworzy się za granicą z innym osobami, które też są daleko od domu i nie mają na miejscu nikogo bliskiego jest wyjątkowa i śmiem twierdzić, że przetrwa wszystko – odległość, czas, nawet inne style życia. Ja mam tak z Francis, a to już prawie 8 lat!

Francis <3

Ostatniego dnia wylot miałam dopiero późnym popołudniem, więc przed wyjazdem zdążyłam jeszcze pojechać do Montmartre – najwyżej położonej dzielnicy znajdującej się w północnej części Paryża. Wysiadłam na Placu Pigalle, który słynie z pieczonych kasztanów. Nie omieszkałam tego zweryfikować – były i jak zawsze wyśmienite – w smaku przypominające pieczone słodkie ziemniaki.

Zmierzając w kierunku Bazyliki Sacré-Cœur mijałam ciche zaułki i pnące się w górę wąskie uliczki pełne sklepików z serami, winem i pachnącym pieczywem.

Sklepik z serami i winem
Wspaniałe francuskie piekarnie

Aby dostać się na szczyt wzgórza, można wjechać kolejką (potrzebny jest bilet komunikacji miejskiej) lub pokonać ponad 300 schodów – wybrałam to drugie (pomimo tych wszystkich francuskich ciastek – travel and keep fit! – pamiętacie to jeszcze?). Widok na Paryż sprzed bazyliki jest oszałamiający.

Bazylika Sacré-Cœur

Zdążyłam jeszcze zjeść obiad i popędziłam na lotnisko. Dni w Paryżu zawsze są intensywne i barwne – czyli tak jak lubię to miasto najbardziej. Nigdy mi się nie nudzi i zawsze wywołuje mój zachwyt.

Dobranoc Paryżu! Do zobaczenia niedługo!

Mam nadzieję, że dziś i Wy go poczuliście.

Do następnego Podróżnicy!

 Jeśli moje wpisy i rekomendacje inspirują Was i pomagają planować wymarzone podróże, będzie mi ogromnie miło, jeśli postawicie mi kawę, która da mi jeszcze więcej energii do działania i dalszego tworzenia. Nad każdym wpisem spędzam wiele dni, tak by był on jak najbardziej pomocny. Kawa zawsze się przyda! :)

Postaw mi kawę na buycoffee.to