Gdzie szukać fotograficznej inspiracji?

Podróże dalekie i bliskie są moim stylem życia od lat. Niezależnie od tego czy są to kilkudniowe wypady, czy przeprowadzenie się na rok na koniec świata, zawsze w podobny sposób ekscytują mnie i napawają optymizmem.

Od kilku lat dzielę życie pomiędzy Polską a najbardziej odległymi zakątkami świata. Całkiem niedawno wróciłam z wyprawy po Ameryce Południowej, a ostatnie miesiące mieszkałam w Miami.

Moje wyjazdy łączy jeden ważny element: przez długie miesiące mieszkam w innym kraju, intensywnie się przemieszczam, spędzam wiele godzin w drodze. To sprawia, że muszę bardzo dobrze planować, co zabrać ze sobą w podróż. I o ile ubrania czy drobiazgi są aspektem drugorzędnym, o tyle moja najważniejsza torba – ze sprzętem fotograficznym – to już inna bajka. Nie zawsze podróżuję do miejsc, w których sprzęt fotograficzny lub jego elementy można w łatwy sposób dokupić, lub naprawić, co sprawia, że muszę być przygotowana na każdą ewentualność i zadbać o niego zawczasu.

Odkąd zaczęłam profesjonalnie pisać o podróżach, inaczej też zaczęłam myśleć o fotografii podróżniczej. Bez dobrego zdjęcia, nawet najpiękniejsze słowa nie oddadzą klimatu odkrywanych miejsc.

Pierwszą i najważniejszą rzeczą, która przełożyła się na jakość moich zdjęć, było kupno bezlusterkowego aparatu fotograficznego. Z perspektywy czasu bardzo żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej i wiele moich zdjęć z poprzednich wyjazdów ma po prostu słabą jakość, której nie da się już niczym nadrobić.

Jeśli zatem ktoś pyta mnie, czy kwestia aparatu ma znaczenie, to zawsze odpowiadam, że według mnie jak najbardziej i posiadanie odpowiedniego sprzętu wyniosło mnie na zupełnie nowy poziom.

Od razu dodam, że sam aparat to jednak trochę za mało, więc nie obejdzie się bez poznania jego chociażby podstawowych parametrów i zrozumienia, o co chodzi z ustawianiem czasu naświetlania czy głębi ostrości. Słowem trzeba się trochę douczyć, ale naprawdę nawet początkujący dadzą sobie radę przy odrobinie czasu i wysiłku.

Co pakuję do swojej fotograficznej torby?

Na ostatni wyjazd na Florydę miałam już przetestowany i sprawdzony zestaw fotograficzny, z którym praktycznie się nie rozstaję.

APARAT

Wyjeżdżając do USA, zabrałam ze sobą OM-D E-M10 Mark III. Towarzyszy mi on w czasie krótkich wypadów i długich wypraw. Po pierwsze, jest bardzo kompaktowy i – jak na aparat o takich parametrach – lekki. Po drugie, ma wiele świetnych funkcji, które w tym momencie są dla mnie idealne. Ma wbudowaną lampę błyskową, więc spokojnie mogę robić zdjęcia w słabych warunkach oświetleniowych, co w podróży, gdzie nie zawsze mogę wybrzydzać i czekać na lepsze światło, jest zbawieniem.

Ma też wbudowane WiFi i możliwość sterowania aparatem za pomocą smartfona, co jest naprawdę pomocną funkcją. Pozwala ustawiać na przykład czas otwarcia migawki, czy zmieniać inne parametry. W połączniu z aplikacją Olympus Image Share można pobrać wszystkie zdjęcia z aparatu i łatwo udostępnić je na portalach społecznościach. To moje główne kanały kontaktu z czytelnikami bloga i używam ich codziennie, wrzucając zdjęcia i relacje z podróży, więc jest to dla mnie naprawdę duże ułatwienie.

Ponadto ma wbudowaną 5-osiową stabilizację obrazu, która pozwala robić ostre zdjęcia i kręcić bardzo wyraźne filmy dosłownie z ręki, bez użycia statywu. Przetestowałam to przy jeździe konnej (trzymając w jednej ręce aparat, a w drugiej lejce) kręcąc ujęcia na wyboistych drogach. Naprawdę wyszło bardzo dobrze! W przypadku moich podróży, kiedy często bywam w trasie, a nie zawsze mam możliwości zabierania ze sobą pełnego ekwipunku fotografa, tego rodzaju funkcjonalność pozwala mi na pełną spontaniczność.

Świetnie sprawdza się również autofokus, który ma aż 121 punktów AF, co w tej klasie aparatów jest wyjątkowe. Wykorzystuję go szczególnie wtedy, kiedy robię zdjęcia zwierzętom, które nie zawsze są chętne do pozowania i utrzymania pozycji w kadrze. Intuicyjność i szybkość aparatu są w takiej sytuacji zbawienne. Uwielbiam też ponadczasowy design tego modelu, który sprawia, że jest to nie tylko nowoczesny sprzęt, ale też piękny i przyjemny dla oka przedmiot.

Obiektywy

W moim klasycznym podróżniczym zestawie mam trzy: Obiektyw Olympus M.ZUIKO DIGITAL ED 14‑42mm, który wykorzystuję do fotografowania pejzaży czy fotografii ulicznej. To taki obiektyw do codziennych zdjęć. Drugi to Obiektyw Olympus M.ZUIKO DIGITAL ED 40‑150mm, który jest idealny do portretowych zbliżeń oraz fotografowania oddalonych obiektów.

Służą czemu innemu, więc trudno je porównywać. Na pewno dużą zaletą jest ich niewielka waga oraz rozmiar w porównaniu do modeli innych marek. Ważne jest jednak to, że podczas podróży, gdy człowiek jest w ciągłym ruchu, krajobrazy szybko się zmieniają, sytuacje godne sfotografowania mijają, ciągłe zmienianie obiektywów w zależności od potrzeby, jest wyjątkowo niewygodne, niepraktyczne i frustrujące, bo zajmuje czas. Na intensywne wyjazdy nie polecam zatem takiego rozwiązania. Taki błąd popełniłam podczas podróżowania po Azji i obiecałam sobie, że już nigdy tak nie zrobię, dlatego na kilkumiesięczną wyprawę do Ameryki Południowej zabrałam kompaktowy Obiektyw Olympus M.ZUIKO DIGITAL ED 14‑150mm.

To jest mój HIT! Łączy w sobie funkcjonalność obiektywu szerokokątnego z teleobiektywem. Dodatkowo, jest bardzo lekki, a w połączeniu z Olympusem OM-D E-M10 Mark III tworzy idealny zestaw dla podróżnika. Jest też odporny na kurz, mróz i zachlapania. Przetestowałam go w różnych sytuacjach: wdrapując się na Lodowiec Perito Moreno w Argentynie, na zakurzonej Pustyni Atakama w Chile, czy w wilgotnym i tropikalnym środowisku Wodospadów Iguazu w Brazylii. Przetrwał te wszystkie wyzwania i nadal działa bez zarzutu.

Dodatkowym plusem jest również zintegrowany mechanizm MSC, co w moim przypadku sprawdza się świetnie w sytuacji, kiedy chcę wykorzystać cichy autofokus, na przykład w budynkach sakralnych. Podoba mi się również to, że powierzchnia jego soczewek jest powleczona powłoką ZERO. Eliminuje to efekty duszków i flar miedzy innymi podczas fotografowania pod światło. To naprawdę trafiony wybór dla podróżnika. Tak się do niego przyzwyczaiłam, że towarzyszył mi wszędzie podczas fotografowania Florydy.

Osłona przeciwsłoneczna

Silne słońce w ciągu dnia może uniemożliwić robienie zdjęć, szczególnie gdy odbija się od jasnej powierzchni lodu czy piasku. Dlatego zawsze mam przy sobie przesłonę, która osłania obiektyw od promieni i pozwala mi widzieć wyraźnie, jakie robię zdjęcie.

Ładowarka i baterie do aparatu

Warto pamiętać, że w różnych krajach na świecie jest różne napięcie w gniazdkach, wiec potrzebna jest przelotka, która pozwoli naładować baterie. Zapas baterii to podstawa wyposażenia fotografującego podróżnika. Kilka naładowanych baterii przyda się zwłaszcza wtedy, gdy wybieram się  np. na wyprawę na pustynię czy do dżungli, gdzie z prądem różnie bywa. W czasie podróży robi się setki zdjęć i filmów i człowiek nawet nie wie, kiedy zleciało kilka godzin i bateria padła. A nie ma nic bardziej frustrującego niż to, kiedy aparat przestaje działać w nieodpowiednim miejscu! Ja na większe wyprawy zawsze mam przy sobie 2–3 zapasowe baterie. Niewiele ważą, więc zbytnio nie obciążają plecaka.

Statyw

Zawsze biorę go ze sobą na wyjazdy. Przydaje mi się do robienia zdjęć z długim czasem naświetlania, przykładowo: wieczorem, przy słabym oświetleniu lub w nocy. Często też używam go, gdy fotografuję zwierzęta i muszę utrzymać się przed dłuższą chwilę bez poruszania ręką.

 

Gdzie szukać inspiracji do zdjęć?

Teraz czas poczuć magię, wyzwolić swoją kreatywność i zacząć patrzeć tak, żeby widzieć. Ja ostatnio szukam swoich inspiracji na Florydzie – ciemnogranatowy Ocean Atlantycki, dostojne pelikany, wystrzępione od wiatru palmy. Zwykłe – niezwykłe chwile, które dzieją się wokół i znikają.

Wybrzeże Florydy słynie z ciągnących się wzdłuż jego linii drzew palmowych. Drzewa są zazwyczaj znacznie wyższe od otaczających je przedmiotów czy budynków. Zrobienie zdjęcia, które odda magię takiego miejsca, wymaga poszukiwania ciekawej perspektywy. W przypadku mojego Olympusa ułatwia to odchylany ekran, który dzięki funkcji dotykowej pozwala na kontrolowanie funkcji aparatu. W szczególności przydaje się tutaj migawka dotykowa z funkcją AF. Łatwy wybór pola ostrości i szybkość reakcji sprawiają, że uchwycenie zdjęcia nawet w najtrudniejszej pozycji staje się przyjemnością.

Do dobrego zdjęcia nie są potrzebne oszałamiające widoki, cuda natury, idealnie przygotowany kontekst. Do dobrego zdjęcia potrzebny jest aparat i wrażliwości na otaczający świat. A przede wszystkim czas, żeby móc się na chwilę zatrzymać. Ja właśnie to próbuję robić na Florydzie – zauważać niuanse wokół siebie. Piasek przesypujący się między palcami, uśmiech kogoś życzliwego, mewę, która usiadła wyjątkowo blisko.

W podróży często robię też zdjęcia sportowe, które charakteryzują się dużą dynamiką. W tym przypadku świetnie sprawdza się tryb zdjęć seryjnych oraz ciągłego śledzenia ostrości. Fotografowanie ułatwia również wizjer elektroniczny, który pozwala na szybkie i efektywne kontrolowanie parametrów aparatu. Dodatkową zaletą jest możliwość jego kontrolowania poprzez Wi-Fi, dzięki czemu mogę zdalnie zmieniać ustawienia aparatu w sposób odpowiedni do danej sytuacji.

Często korzystam również z funkcji zmiany współczynnika proporcji. Do pejzaży albo zdjęć przestrzeni używam 16:9, do Instagrama 1:1, a najczęściej jest to 4:3 lub 3:2, które najlepiej wpasowują się w kompozycję mojego bloga.

W fotografii podróżniczej grunt to stworzyć swoje fotograficzne rytuały. Pewnie, że można mieć konkretny plan kadrów, które koniecznie chce się uchwycić i wcześniej zaplanowane miejsca do obfotografowania. Ale gdyby tak raz na jakiś czas odpuścić planowanie i po prostu dać ponieść się nogom tam, gdzie sięga wzrok?

To moje nowe postanowienie na nowy rok: spacery fotograficzne. W Miami zabieram mojego Olympusa OM-D E-M10 Mark III i razem ruszamy na polowanie. Naszą zdobyczą są najpiękniejsze zachody słońca, najbardziej płochliwe ptaki i najciekawsze miejskie wibracje. Słowem, polujemy na chwile, obrazy, emocje. W takim miejscu jak Floryda nigdy nie wracam z łowów rozczarowana.

Kiedy wyruszam na taki spacer, lubię wtopić się w otoczenie, żeby uchwycić najlepsze chwile bez wzbudzania niczyjej uwagi. Dzięki temu zdjęcia są bardziej autentyczne i mają przyjemną dla oka dynamikę.

Pocztówka z Florydy #neverstopthejourney

Miami jest kolorowe, tłoczne, multikulturowe. Miasto żyje w szybkim tempie i głośno oddycha. To miejsce kontrastów. Z jeden strony bogaci Amerykanie jeżdżący filmowymi żółtymi Lamborghini, czerwonymi Ferrari i niebieskimi Mustangami. Z drugiej strony wibruje latynoska kultura. W każdej stacji radiowej, restauracji i kawiarni dudni salsa lub reaggaeton. Więcej tu punktów z kuchnią kubańską, dominikańską i meksykańską niż amerykańskich fast-foodów. Słowem, czasem nie wiadomo czy to jeszcze USA, czy już Ameryka Środkowa. I to jest absolutnie wspaniałe!

Bo czyż jest coś lepszego od miksowania się kultur i ich współgrania w jednej przestrzeni? Taki tygiel kulturowy jest fascynujący, bardzo smaczny, a przede wszystkim stanowi wartość dodaną. Każdy coś wnosi od siebie i tworzy się z tego nowy tropikalny koktajl.

Jak nigdzie można tu zatopić się w tej mieszaninie i uchwycić fascynujący świat. Obrazy zmieniają się szybko, więc najczęściej używam uniwersalnego obiektywu Olympus M.ZUIKO DIGITAL ED 14‑150mm, tak abym nie musiała go zmieniać, tylko zawsze była czujna na to, co się dzieje wokół.

Miami to miasto artystów, muzyków, malarzy. Wystarczy przejść się po kolorowej dzielnicy Wynwood w centrum miasta, żeby zrozumieć, jak wiele niepokornych duchów ona przyciąga. Ta eklektyczna dzielnica znana jest przede wszystkim ze swoich ogromnych murali, ale jest też domem dla wielu galerii sztuki, sklepów z ręcznymi wyrobami i antykami oraz barów i restauracji o niecodziennym wystroju. Jednym słowem, jest to jeden z największych plenerów artystycznych na świecie. Zdecydowanie warto wybrać się tu na spacer i zainspirować sztuką uliczną, która jest naprawdę wyjątkowa.

To raj dla fotografów. Chwytam więc aparat i gubię się wśród małych przemysłowych uliczek. Prawie każda ściana, każdy zaułek i drzwi opowiadają tu jakąś historię i przenoszą do bajkowego, komiksowego świata. W Wynwood sztuka nie jedno ma imię.

W fotografii cenię sobie spontaniczność, co bywa niekiedy utrudnione z uwagi na konieczność posiadania dodatkowego sprzętu czy kilkukrotnego przestawienia parametrów aparatu. Olympus OM-D E-M10 Mark III ma jednak kilka wbudowanych trybów, które pozwalają na szybkie zrobienie ostrych i wyrazistych zdjęć. Na zatłoczonym deptaku Miami Beach fotografowanie z długim czasem naświetlania graniczy z cudem. Rozkładanie aparatu na statywie może zakończyć się jego przewróceniem przez jednego z setek rolkarzy, którzy akurat wybrali się na przejażdżkę. W takiej sytuacji bardzo pomocny jest wybór trybu fotografowania zaprogramowanego w Olympusie, na przykład Hand-Held Starlight. W tym przypadku w jednej chwili aparat wykonuje 8 zdjęć, które następnie składa w całość.

Ale Floryda to nie tylko głośne miasta i plaże. To przede wszystkim bujna, soczyście zielona przyroda, powalające swoim ogromem parki narodowe, setki gatunków ptaków i wzbudzające podziw aligatory. Każdą wolną chwilę poświęcam na rowerowe przejażdżki z dala od zgiełku miasta i na eksplorowanie piękna przyrody.

To właśnie dla niej przyjechałam na Florydę. Fotografowanie zwierząt i przyrody to moja największa pasja. A okazji mam tu mnóstwo.

Zaledwie godzinę od miasta, zajmując prawie całą południową część półwyspu, rozciąga się największy park narodowy Florydy – Everglades. Słynie z tego, że można w nim godzinami podziwiać ptaki i wyjść na bardzo bliskie spotkanie aligatorom, których setki żyją na jego terenie. Wbrew pozorom nie są to agresywne zwierzęta i trudno się do nich zbliżyć, bo są raczej płochliwe.

W przypadku fotografowania zwierząt, które nie są zbyt chętne do pozowania i utrzymania pozycji, używam trybu powiększonego podglądu. Muszę być czujna i nieustannie kontrolować ostrość. Ludzkie oko nie zawsze jest w stanie dokładnie określić poziom tego parametru, ale używając powiększonego podglądu można już prawie do perfekcji określić, czy dany obiekt jest wystarczająco ostry.

To takich zdjęć przydaje się też statyw. Wyczekanie odpowiedniego momentu, kiedy ptak zechce spojrzeć w naszą stronę, a aligator akurat łaskawie wynurzy się z wody, wymaga cierpliwości i na pewno nie potrzebna jest cierpnąca ręka.

Czy wspomniałam już, że cenię sobie w fotografii spontaniczność? Bywają sytuacje, że mam krótką i niepowtarzalną okazję na spotkanie z przyrodą, na przykład właśnie z aligatorem, który akurat zdecydował się wyjrzeć z wody. Mam tylko kilka sekund, aby wykonać zdjęcie. Wygodne pokrętła aparatu sprawiają, że w szybki i łatwy sposób mogę kontrolować ekspozycję, wejść w tryb priorytetu czasu migawki, przysłony bądź manualny. W takiej sytuacji korzystam z odgórnie zaprogramowanych wartości balansu bieli i w zależności od warunków atmosferycznych wybieram odpowiedni tryb, na przykład „słoneczny dzień”.

Kiedy po wielu godzinach spacerowania po lasach namorzynowych i cyprysowych napotykam grupkę aligatorów, nieśmiało chowających się wśród bagien i traw, czuję się naprawdę wyróżniona. Łypią na mnie swoimi wielkimi oczami i wiem, że śledzą każdy mój ruch, choć ich potężne ciała nie ruszają się nawet o milimetr. Kiedy mają już dosyć pozowania, znikają w mętnej wodzie, a ja zostaję tylko z uczuciem zachwytu i kadrami zamrożonymi w moim aparacie.

Już łatwiej jest uchwycić wodne ptactwo, które suszy się w promieniach zachodzącego słońca.

W przypadku małych zwierząt (pająk, jaszczurka), zazwyczaj staram się umiejscowić je na pierwszym planie poprzez odpowiednie ustawienie głębi ostrości (na przykład ustawiając przysłonę na f/5.6). Wykorzystuję też funkcję blokady ostrości, która następuje wtedy, kiedy wcisnę spust migawki do połowy. Mogę wówczas przygotować dokładniejszy kadr nie tracąc z oczu fotografowanego obiektu.

W podróży wykonuję też sporo filmów, najczęściej w formacie 4K. Wcześniej wymagało to noszenia dużych i ciężkich sprzętów oraz statywu. W nowym Olympusie dzięki stabilizacji obrazu oraz wbudowanej funkcji 4K można uzyskać niesamowite efekty bez obciążania się jak na dwutygodniową wyprawę do serca dżungli. Aparat rejestruje aż 120 klatek na sekundę. 4K można wykorzystywać także w trybie poklatkowym, co świetnie sprawdza się podczas fotografowania zachodu słońca.

Podróże i robienie zdjęć to moja pasja. Jeśli nie mam konkretnych ujęć do sfotografowania, to chcę po prostu korzystać z chwili, cieszyć się nią, robić spontaniczne zdjęcia dla przyjemności. Aparat ma być przedłużeniem mojego wzroku i sięgać tam, gdzie mój wzrok czasem nie jest w stanie dotrzeć. Nie chcę myśleć o zdjęciach w podróży jak o konieczności, ale jak o wspaniałym sposobie chwytania chwil, utrwalania ich, a później możliwości dzielenia się nimi ze światem. Dobry, kompaktowy aparat to jest właśnie to, czego najbardziej potrzebuję w odkrywaniu nowych miejsc i wyciąganiu z nich tego, co najlepsze, czyli #NeverStopTheJourney.

Powyższy artykuł możecie przeczytać też na stronie Women’s Health : kliknijcie TUTAJ

 

 Jeśli moje wpisy i rekomendacje inspirują Was i pomagają planować wymarzone podróże, będzie mi ogromnie miło, jeśli postawicie mi kawę, która da mi jeszcze więcej energii do działania i dalszego tworzenia. Nad każdym wpisem spędzam wiele dni, tak by był on jak najbardziej pomocny. Kawa zawsze się przyda! :)

Postaw mi kawę na buycoffee.to