Wodospady Iguazu, która strona lepsza: argentyńska czy brazylijska?

Wodospady Iguazu były pierwszym miejscem do odwiedzenia na mojej długiej liście cudów natury Ameryki Południowej. Ponieważ z Europy przyleciałam do Buenos Aires, najbliżej było mi zacząć właśnie od północnej części Argentyny i dopiero potem kierować się na południe w stronę Patagonii i lodowca Perito Moreno.

Po tygodniu spędzonym w głośnym i gorącym (i niestety brudnym) Buenos Aires, dosłownie przebierałam nogami na myśl o ucieczce do nieco chłodniejszej części kraju. Brakowało mi zieleni, śpiewu ptaków wokół i czystego powietrza.

Lot z Buenos Aires do Iguazu zajmuje tylko godzinę, więc ta podróż jest prawie nieodczuwalna. Wsiadasz otoczony 30-stopniowym miejskim gwarem, a wysiadasz jakby w innym świecie. Zatrzymałam się w Las Caracas de Iguazu, niewielkiej miejscowości niedaleko National Park de Iguazu. Mój hotel był wyjątkowo klimatyczny, położony w środku selwy (rodzaj dżungli występującej na tym terenie) i praktycznie cały zbudowany z drewna, co świetnie komponowało się w otaczającą przyrodę. Po ciasnym Buenos taka przestrzeń i cisza była miłą odmianą, i w zasadzie samo siedzenie na leżaku i czytanie książki było przyjemnością. Zwłaszcza, że miałam wrażenie, iż nie ma tam innych gości.

Sama miejscowość nie ma w sobie nic interesującego, więc jest to raczej baza wypadowa do zwiedzania parku narodowego. Obok mojego hotelu mieszkało za to plemię Indian, na których zresztą często wpadałam, biegając po dżungli.

Czułam się trochę jak w filmie, tak bardzo nie pasowałam do otoczenia wokół. Chyba tylko ja miałam takie wrażenia, bo Indianie nie zwracali na mnie uwagi zajęci swoimi sprawami :)

Wodospad Iguazu znajduje się właściwie na granicy argentyńsko-brazylijskiej. 80% obszaru wodospadu należy do Argentyny, natomiast 20% do Brazylii. Wodospad, który został uznany za jednej z siedmiu cudów natury, ma szerokość około 2 km i składa się z 275 odrębnych progów skalnych. Średni przepływ wody wynosi 1756 m³/s., a szum wody słyszany jest w promieniu 20 km.

Pomimo swego ogromu Wodospad Iguazu nie jest najwyższy na świecie (jego wysokość sięga 82 metrów). Jego rozległość i ułożenie sprawia natomiast hegemoniczne wrażenie, które z jednej strony zachwyca, a z drugiej przytłacza. Podobno, gdy lata temu zwiedzała go Eleonor Roosevelt miała o nim powiedzieć „Biedna Niagara“. Coś w tym jest.

Rzeka Iguacu, na której powstał ten jedyny w swoim rodzaju cud natury, ma swój początek w pobliżu Sao Paulo, jednego z największych brazylijskich miast.

Wielu turystów decyduje się tylko na jedną ze stron (często w zależności od tego skąd podróżują). Pomimo, że to wciąż ten sam obszar, z każdego kraju zwiedzanie wygląda trochę inaczej i oferuje zupełnie inne widoki. Ja koniecznie chciałam poznać go z obu perspektyw.

Iguazu od strony Argentyny

Zaczęłam właśnie od strony argentyńskiej. Z mojego hotelu do wejścia do parku miałam jakieś 15 minut jazdy taksówką, zatem bardzo blisko. Wyruszyłam o 8 rano, żeby wyprzedzić trochę tłumy turystów (i tak się nie udało) i by móc zobaczyć jak najwięcej zanim zacznie się największy skwar. Przed wejściem głównym pod kasami stały już długie kolejki, głównie wycieczki zorganizowane. O dziwo jednak kupienie biletu z pozycji indywidualnego turysty zajęło tylko chwilę, więc szybko znalazłam się na terenie parku. Przy wejściu stało kilku pracowników, którzy rozdawali mapy (jest kilka tras i wodospadów, które można zwiedzać). Nie byłabym sobą, gdybym nie wzięła jednego z nich na bok i nie zapytała, jak zwiedzić park niestandardowo, tak aby nie kotłować się z tłumem turystów i wycieczek, które posuwają się noga za nogą. Argentyńczyk zrozumiał mój ból egzystencjalny wynikający z niechęci do stania w kolejkach i powiedział mi, żebym poszła dokładnie odwróconą trasą, czyli w przeciwnym kierunku niż cała reszta, a wodospad, w którym można się kapać i który jest jedną z największych atrakcji, zostawiła na późne popołudnie.

Jak się pewnie domyślacie, to pomogło. Nie całkowicie, ale na pewno nie stałam w długich kolejkach do każdego tarasu widokowego. Zresztą poruszałam się szybciej niż grupy, więc byłam zawsze krok przed nimi ;) Takie to właśnie makiawelistyczne strategie snuje się w podróży, żeby nie zginąć z tłumie.

Po parku prowadzi jedna główna trasa, która pozwala na bliskie podejście do wodospadów. Jest dużo tarasów widokowych, mostów i ścieżek, co w wielu miejscach pozwala dosłowne poczuć zapach spadających wodnych kaskad.

Tym też charakteryzuje się zwiedzanie Iguazu od strony argentyńskiej – naprawdę biskie zetknięcie się z tą siłą. Olbrzymie masy wody 275 różnych wodospadów spadających w dół 80 metrowej przepaści z hukiem, który sprawiał, że serce całe drgało mi w rytm ich uderzeń. Trudno przejść obok tego obojętnie. Zresztą przyroda nie pozwala w tym miejscu zapomnieć człowiekowi o swojej sile ani na chwilę. Kiedy dochodziłam do wodospadów przez dżunglę, najpierw docierał do mnie delikatny szum wody, który narastał z każdą chwilą, a gdy w końcu stanęłam na skraju wodospadu, huk niemal mnie ogłuszył.

Wodospad znajduje się w sferze klimatu subtropikalnego, co oznacza, że w ciągu roku występują tu dwie pory – sucha i deszczowa. W obu panują wysokie temperatury, ale najlepiej wstrzelić się z wizytą w końcówkę pory deszczowej (marzec/kwiecień). W tym czasie poziom wody w Iguacu jest najwyższy, a co za tym idzie – wodospad wygląda wtedy monumentalnie.

Klimat przekłada się też na niezwykłą przyrodę. Okolice wodospadu zamieszkują liczne gatunki zwierząt i ptaków (których śpiew słychać naprzemiennie z szumem wody). Do moich ulubieńców należą coati, których wszędzie pełno. Są naprawdę pocieszne i wspaniale obserwuje się ich interakcję.

Nie są to jednak oswojone zwierzęta, jak wydaje się większości turystów (słodki nie oznacza oswojony). Karmienie ich i dotykanie jest surowo zabronione. W parku co krok stoją tablice, które upominają, aby tego nie robić.

Nęcenie zwierząt jedzeniem, a co gorsze potem próba zabierania im go, może skończyć się tym, że w naturalny sposób będą o nie walczyły i mogą ugryźć lub dotkliwie podrapać. Jak się zapewne domyślacie, ludzie są ignorantami i w ciągu jednego dnia widziałam co najmniej kilka sytuacji, w których grupa coati zwędziła komuś paczkę chipsów czy kanapkę, wywołując oburzenie (bezczelnie mi wyrwały torebkę!) lub histerię (są agresywne i mnie zaatakowały!). Oczywiście wcześniej każda z tych osób próbowała karmić zwierzęta lub za pomocą jedzenia zwabić je do selfie. Bez komentarza.

Na szczęście tropikalna przyroda okolic wodospadu została objęta ścisłą ochroną. Park Narodowy Iguazu na terenie Argentyny założono w 1934 roku.

Również Brazylia pomyślała o ochronie okolicznych terenów, tworząc park Park Narodowy Iguacu. Dzięki temu niesamowity świat roślin i zwierząt lasów deszczowych wciąż jest możliwy do podziwiania, pomimo tego, że jego ogromna część jest zagrożona.

Jedną z największych atrakcji jest Diabelska Gardziel (hiszp. Garganta del Diablo) – największa kaskada wodospadu Iguazu. Woda w tym miejscu spada aż z 82 m, a więc z wysokości większej niż wodospad Niagara.

Światło załamuje się tu w niezwykły sposób, więc w słoneczną pogodę tworzą się tutaj niezliczone tęcze, czyniąc widok jeszcze bardziej bajkowym.

Do szczytu wodospadu dochodzi się po specjalnym moście. Zapewne wiele przewodników powie Wam, że powinniście mieć peleryny chroniące od wody, ale umówmy się, na co to komu, kiedy jest 30 stopni, a chłodne krople wodospadu są zbawieniem. Wierzcie mi, że po 15 minutach znów będziecie mieć suche ubranie.

Iguazu od strony Brazylii

Stronę brazylijską zostawiłam sobie na drugi dzień. Nie miałam tu temu jakiegoś konkretnego powodu. Tak po prostu było mi wygodniej. Na stronę brazylijską również dostałam się z pomocą znajomego już taksówkarza. Kosztowało mnie to ok. 150 zł. Jadąc z jednej czy drugiej strony, uwzględnijcie dodatkowy czas, który musicie spędzić na przejściu granicznym. Odprawa przebiega jednak bardzo sprawnie.

Jeśli fascynuje Was świat zwierząt, to warto zacząć od zwiedzania rezerwatu ptaków, w którym znajduje się ponad 800 gatunków. Są naprawdę piękne. Od tęczowych papug, przez różowe ibisy, aż po moich ulubieńców – tukany!

Jeśli chodzi o same wodospady, to strona brazylijska oferuje bardziej panoramiczny widok. Dopiero z tej odległości można spróbować objąć je wzrokiem i zrozumieć ich ogrom.

Mam wrażenie, że ponieważ do Brazylii należy mniejszy teren, to za wszelką cenę próbuje się go uatrakcyjnić i przyciągnąć w ten sposób turystów. W kasach biletowych można wykupić całą masę wycieczek, np. kombinację pieszej wędrówki z pływaniem kajakiem pod wodospadami i raftingiem.

Można również przelecieć się helikopterem nad wodospadami. Nie próbowałam żadnej z tych rzeczy, więc trudno mi ocenić, czy warto, ale na pewno samo spacerowanie i oglądanie panoramy Iguazu jest już ogromną atrakcją.

Od strony Brazylii najlepiej widać Czarcią Gardziel, gdzie 14 wodospadów spada ponad 80 metrów w dół, a sama chmura pary wodnej wystrzeliwuje 30 m w górę. Choć przyznam, że widok od strony argentyńskiej zrobił na mnie większe wrażenie. Po części dlatego, że było to pierwsze zetkniecie z tym miejscem, ale też patrzenie na nią z góry sprawiało, że miałam ciarki na całym ciele. Niby człowiek nie ma lęku wysokości, ale w takich miejscach czuje się jakoś nieswojo… Nie wiem, czy wiecie, ale w historii znalazło się kilku śmiałków, którzy pokusili się na skok w głąb gardzieli. Jeden z nich spłynął w niej w beczce i co chyba najbardziej spektakularne – przeżył. Nie mam pojęcia, jakim cudem mu się udało, bo siła tej wody dosłowne miażdży wszystko, co spotka na swej drodze.

Spacer od wejścia do Czarciej Gardzieli zajmuje około 2 godzin, ale w połączeniu z rezerwatem ptaków i tak zleci Wam pół dnia.

Z ciekawostek na koniec warto wspomnieć, że Wodospady Iguazu pełnią również bardzo praktyczną funkcję. W 1984 roku na rzece Parana, z którą łączy się rzeka Iguazu, ukończono budowę olbrzymiej tamy oraz elektrowni wodnej. Tama Itaipu, zbudowana przez rządy Brazylii i Paragwaju w 2008 roku wygenerowała 94.68 TWh, co pokryło prawie 90% zapotrzebowania na prąd Paragwaju i 19% Brazylii. Słowem jest to naturalne źródło energii, którą daje natura.

Miałam zrobić Wam porównanie, ale kiedy skończyłam opisywać doszłam do wniosku, że trochę nie ma sensu wybierać. Każda ze stron oferuje co innego i unikatowego.

Argentyna, to całodzienne chodzenie po pięknym lesie deszczowym i podchodzenie do wody na wyciągnięcie ręki. Z kolei Brazylia daje możliwość zobaczenia wodospadów z dystansu i w pełnej krasie. I ma przy okazji fantastyczny rezerwat ptaków, który na mnie zrobił duże wrażenie.

Teraz myślę sobie, że skoro przemierza się już taki kawał świata, aby zobaczyć cud natury, jakim są Iguazu, to warto znaleźć jeden dzień ekstra i trochę zwiększyć budżet, aby obejrzeć go z każdej możliwej perspektywy.

Na pewno jest to warte, a szum wody będzie jeszcze długo dźwięczał Wam w uszach…

 Jeśli moje wpisy i rekomendacje inspirują Was i pomagają planować wymarzone podróże, będzie mi ogromnie miło, jeśli postawicie mi kawę, która da mi jeszcze więcej energii do działania i dalszego tworzenia. Nad każdym wpisem spędzam wiele dni, tak by był on jak najbardziej pomocny. Kawa zawsze się przyda! :)

Postaw mi kawę na buycoffee.to